Orient FFE06001K (data zakupu: 01.2012)
Świąteczny okres od zawsze sprzyjał wypoczynkowi. W końcu człowiek mógł znaleźć odrobinę czasu i poświęcić go pomiędzy pochłanianymi kolejnymi porcjami jedzenia na swojego hobby. Spędzając sympatycznie czas na forach zegarkowych oraz kolejny raz studiując zdjęcia różnego rodzaju czasomierzy natrafiłem na ładne zdjęcia Mako. Zegarek wzbudza mój sentyment od dnia kiedy go ujrzałem. Przez długi okres znajdował się on także na mojej liście życzeń. Do dzisiaj pamiętam jakie wywarł na mnie wrażenie na jednej z witryn sklepowych. Ilość posiadanych czasomierzy oraz świadomość spowodowała jednak, że małe Mako z czasem straciło nieco na atrakcyjności i potrafiłem znaleźć w nim drobne wady. Po zakupie Vostoka polubiłem większe zegarki i 41mm w przypadku tool watch'a wydawało się niewystarczające. Wybór wydawał się naturalny i mój wzrok skupił się na większym bracie. Big Mako spełniało kolejne wymagania, jednak ciągle brakowało przysłowiowej kropki nad i – tak też powoli rodził się pomysł na kolejny zakup zegarkowy.
Jako, że w mojej kolekcji brak był jakiegokolwiek nurka, pierwszym pomysłem było zapisanie się na zegarek rodzimej produkcji – czyli Gerlachowego Sokoła. Niestety nie z winy producenta, zegarek nie dotarł przed świętami, a jego brak zachęcił mnie do zakupienia czegoś podobnego. (jak wiadomo, parka lepiej się chowa). Faworytami w kategorii niedrogich nurków stały się oczywiście Japończyki. Zaciekły bój pomiędzy zwolennikami Seiko a Orienta powodował, że nie był to łatwy wybór. Fakt jednak, że po zakupie garniturowego Orienta moje oko przychylniej spoglądało na lewki oraz sentyment do Mako spowodował, że wybór producenta stał się oczywisty. Problem polegał na wybraniu modelu. Długie porównywanie małego Mako z dużym zaowocował znalezieniem czarnego konia (chociaż w tym wypadku bardziej by pasowało określenie szarego). Orient Excursionist GMT, bo o nim mowa, sprostał wszystkim moim wymaganiom.
Z zakupem Orienta większych problemów nie ma. Są one dostępnej w sklepach stacjonarnych w naszym kraju, nie brakuje ich także u sprzedawców na zatoce. Dodatkowo, często opłaca się je zakupić zza naszej zachodniej granicy. Tak też w sam nowy rok poprzez niemiecką stronę w cenie 149 euro został zakupiony bohater niniejszej recenzji. Wycieczkowicz dostępnych jest w czterech wersjach kolorystycznych: biały, niebieski, szary i czarny.
Szary wycieczkowicz dotarł do mnie w sporej kopercie bąbelkowej wraz z fakturką, instrukcją obsługi przyodziany w przywieszkę. Oryginalne pudełko wymagało dopłaty, a w przypadku posiadania kilku zegarków i tak nie ma gdzie ich stawiać, także jego brak specjalnie mi nie przeszkadzał. Sam wycieczkowicz jest zegarkiem słusznych rozmiarów. 45mm koperta jest w całości polerowana i świetnie wyprofilowana, dzięki czemu dobrze przylega do nadgarstka. Koperta ma też ładnie wkomponowaną koronkę, która jak na nurka przystało jest zakręcana. Sama koronka jest jednak dość mała i pozbawiona loga. Pod płaskim mineralnym szkiełkiem z minimalnym rantem skrywa się szara tarcza wycieczkowicza której jednolity kolor nadaje ciekawy roboczy charakter. Nakładane indeksy godzinowe pokryte są warstwą luminescencyjną, której nie mogło zabraknąć na wskazówkach godzinowej i minutowej a na wewnętrznym ringu została naniesiona skala minutowa. Dzięki tym zabiegom już krótkie naświetlenie zegarka gwarantuje niezłe świecenie. Dumny czerwony napis GMT gwarantuje nam obecność czwartej wskazówki w tym samym kolorze, która to została zakończonej grotem. Cieszy obecność daty na godzinie trzeciej. Całość odbioru psuje w moim odczuciu prosta wskazówka sekundnika, na którą zabrakło pomysłu. Na czarno srebrnym dwukierunkowy 72 klikowym bezelu, naniesiona została skala 24 godzinna oraz kompas. Jego praca jest bardzo przyjemna, chodzi z lekkim oporem a kliknięcia są dobrze wyczuwalne.
Serce ukryte jest pod pełnym deklem. 21 kamieniowy automatyczny mechanizm Orienta o symbolu 46P40, podobnie jak w moim poprzednim zegarku z lewkami pozbawiony jest możliwości dokręcania i stop sekundy. Mimo to wahnik bardzo szybko nakręca sprężynę i już podczas nastawiania godziny sekunda zaczyna płynąć. Rezerwa w okolicach 40 godzina także jest zadowalająca.
Wycieczkowicz przychodzi na zwężanej bransolecie z pełnych ogniw, która jest idealnie dopasowana do koperty. Niestety moja skromna osoba nie dorosła jeszcze do noszenia zegarków w ten właśnie sposób, także dzięki uprzejmości naszego forumowego kolegi (dzięki nick), orient został przyodziany w gruby, miękki, szary skórzany pach z czerwonym przeszyciem. 22mm uszy gwarantują dobrą zabawę z wyborem ubranka a nie do końca nurkowy charakter zachęca do eksperymentów.
Po 3 miesiącach użytkowania, mogę stwierdzić, że pomimo kilku drobnych wad po raz kolejny nie zawiodłem się na Oriencie. Wycieczkowicz jest częstym towarzyszem mojego nadgarstka. W weekendy oraz po godzinach, czy na spacerach z psem zegarek jest w swoim żywiole. Dodatkowo przyodzianie go w pasek typu NATO w połączeniu z wodoszczelnością stworzy niemal idealny wakacyjny zestaw. Zegar też nie pozostaje obojętny na uroki płci przeciwnej, w tym przypadku moja żona po obejrzeniu mojego nabytku powiedziała: „Ale brzydal” - i tak już zostało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz