poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Hamilton Pan Europ

Hamilton Pan Europ (data zakupu: 09.2012)
Życie czasem płata figle i to zazwyczaj w najmniej oczekiwanych momentach. Tak też było i tym razem. Moja pasja spowodowała, że z czasem powstała listy marzeń, których pewnie nie uda się zrealizować czy to z powodu ceny czy dostępności a zazwyczaj niestety z powodu wypadkowej obu przyczyn. Czasem jednak cuda się zdarzają.
 
Hamilton Pan Europ - mój Święty Graal zajmował na tej liście zaszczytne pierwsze miejsc, a trafił na nie już pod koniec zeszłego roku kiedy to pierwszy raz ujrzałem go na banerze na WUS. Jak to zazwyczaj bywa odbyło się to całkowicie przypadkiem. Niestety, brak dostępności marki Hamilton w Polsce, cena MSRP wynosząca astronomiczne dla mnie 1971$ oraz limitacja modelu wynosząca 1971 sztuk spowodowały, że pogodziłem się z faktem niemożliwości zakupu tego zegarka. Pomimo dość sporej limitacji model ten został błyskawicznie rozprzedany, a i nie za często pojawia się na rynku wtórnym. Zabawa polega jednak na tym aby gonić króliczka a nie zawsze go złapać. Pogodzony z tym faktem czasem z sentymentem spoglądałem na gdzieniegdzie publikowane zdjęcia Hamiego. 
 
W marcu bieżącego roku na targach Baselworld pokazano kolejne dwa modele Pan Europ. Hamilton widząc duży sukces zdecydował się na wyprodukowanie go w dwóch nowych kolorach - czarnym i srebrny i tym razem bez limitacji. W ten sposób wierzyłem, że kiedyś uda mi się chociaż po części zrealizować swoje marzenie. I tak przez kilka miesięcy silnie pracując nad przekonaniem mojej drugiej połówki o niemal konieczności zakupu srebrnego Hamiego doszliśmy do wniosku, że będzie to idealny prezent świąteczny. 
 
Nieświadom niczego, we wrześniu szczęśliwie spędzając dwa tygodnie urlop dostałem informację od kolegi z forum (dzięki Karol), że udało mu się wyszukać niebieskiego Hamiego w stanie idealnym. I tak mój cały misterny plan legł w gruzach. Uczucie odżyło na nowo i znowu zapłonęła iskierka nadziei. Po otrzymaniu porcji fotek, potwierdzeniu ceny - ostatnie pertraktacje z małżonką spowodowały, że prezent świąteczny w tym roku dotarł do mnie pod koniec września. Jak mówiłem - cuda się zdarzają. 
 
Historia marki Hamilton sięga jeszcze końcówki 19 wieku kiedy to zegarki były produkowane w USA. Z czasem firma została wykupiona przez Szwajcarów i od roku 1971 jest jednym z brendów należących do Swatch Group. W roku tym Hamilton wypuścił na rynek zegarek Pan Europ 703. I tak to się zaczęło. W roku 2011 na 30 lecie modelu 703 została wydana reedycja tego modelu dopasowana do dzisiejszych realiów - czyli bohater niniejszej recenzji. 
 
Sam zegar otrzymujemy w kartoniku skrywającym pudełko właściwe oraz dużą porcję literatury tj. książeczkę będącą gwarancją, certyfikat oraz zaproszenie na profil Hamiltona na facebook’u. Pudełeczko, pomimo że jest to wersja limitowana niczym specjalnym się nie wyróżnia. Jest poprawnie wykonane z materiału udającego skórę, jednak bądźmy szczerzy - nie dla pudełka kupuje się zegarek ;). Jako ciekawostkę należy wspomnieć, że dołączono także specjalnie wykonany patyczek do ustawiania daty - na taki pomysł mogły wpaść jedynie rednecki. Po uchyleniu wieczka moim oczom ukazał się mój święty graal - Pan Sowa we własnej osobie! 
 
Jego piękna 45mm, w większości szczotkowana koperta za sprawą masywnych uszu posiada ciekawy kształt. Jej konstrukcja powoduje, że pomimo sporej średnicy mamy tu niewielki wymiar od ucha do ucha. Efekt jest niesamowity, gdyż na nadgarstku nie czuć wielkości co by niebyło sporego zegara. Lekkości dodają też polerowane górne krawędzie na kopercie dające ładną refleksy świetlne, oraz sygnowana zakręcana koronka wraz z przyciskami chronografu. Optyczne zegarek zmniejsza zastosowany 120 klikowy bezel z naniesiona skalą 5 minutową typową dla nurków. Piękną grę kolorów tworzy połączenie polerowanej powierzchni z niebieskim metalicznym kolorem oraz białą czcionką. Jego chwyt jest przyjemny a praca pewna. 
 
Tarcza została przykryta szafirowym szkłem, na którym zabrakło jakiejkolwiek warstwy antyrefleksyjnej. Co ciekawe, w tym przypadku specjalnie to nie przeszkadza. Na sporym białym wewnętrznym ringu została naniesiona skala chronografu oraz tachymetr. Sam ring w dolnej części posiada nacięcia w których to zostały umieszczone nakładane proste polerowane indeksy wypełnione minimalną białą warstwą luminescencyjną. W stylu tym wykonano także wskazówkę godzinową i minutową. Całość bardziej udaje niż świeci, chociaż wskazówkom wychodzi to trochę lepiej. Centralna część tarczy w kolorze ciemnogranatowym posiada subtelny szlif słoneczny, który powoduje niesamowitą grę światła. To ona jest pewnie powodem brak warstwy AR na szkle. Ponieważ mamy do czynienia z chronografem nie mogło zabraknąć tu dodatkowych subtarczek. Lewa standardowo pełni funkcji sekundnika a prawa wskaźnika 30 minutowego chronografu. Niby nic nadzwyczajnego jednak ich wykonanie jest bardzo ciekawe. Posiadają one białe ringi minimalne wyższe od skrywanych srebrnych ryflowanych subtaczek. Dzięki temu uzyskano efekt trójwymiarowości charakterystycznych oczu sówki. Dopełnieniem ich są proste czerwone wskazówki. W kolorze tym została także wykonana główna wskazówka chronografu. Na godzinie 6 wkomponowano okienko daty. Od spodu całość została zamknięta przez pełny zakręcany na 4 śrubki dekielek z naniesioną datą 1971 oraz numerem limitacji. 
 
W uszkach na specjalnie wygiętych teleskopach znalazł się jasnobrązowy pasek rally o fakturze skóry krokodyla. Pasek jest dobrej jakości, a dzięki 3 otworkom z każdej strony powinien dobrze znosić upały. Uzupełnieniem jest ciekawe sygnowane zapięcie motylkowe, które powoduje, że pasek chowa się “pod spód”. Rozwiązanie to bardzo przypadło mi do gustu. 
 
Sercem zegarka, zgodnie z informacją na tarczy jest mechanizm automatyczny o symbolu H31. Jest to modyfikacja Hamiltona mechanizmu Valjoux 7753. Głównym efektem, jest zastosowanie innej sprężyny gwarantującej nam 60 godzinną rezerwę chodu. Mechanizm analogicznie do serii Valjoux posiada stop sekundę i dokręcanie, a częstotliwość pracy wynosząca 28800 wahnięć na godzinę gwarantuje ładnie płynącą sekundę. Podobnie do mechanizmu Steinharta wahnik potrafi czasem przenieść swoje wibrację na nadgarstek. Jego praca jest także niesłyszalna. Różnicą w stosunku do Valjoux 7750 poza układem tarczek jest rozwiązanie mechanizmu zmiany daty. Za jej ustawienie odpowiedzialny jest przycisk znajdujący się na kopercie na godzinie 10 do którego to przewidziano nawet specjalny “patyczek”. 
 
Czy Sówka ma wady? Oczywiście, nie można pominąć dość kontrowersyjnej zakręcanej koronki, która przy wodoszczelności na poziomie 100m nie jest wymagana. Fakt ten dziwi tym bardziej, że producent zapomniał zrobić zakręcane przyciski od chronografu. Także praktyczność “dziurawego” paska, znikome świecenie czy brak warstwy AR nie każdemu przypadnie do gustu. Podstawową wadą jest jednak niedostępność tego modelu w oficjalnej sprzedaży. Aktualnie trzeba polować na egzemplarze z drugiej ręki - tak jak to miało miejsce w moim wypadku. Do tego wszystkiego dochodzi cena na poziomie aktualnie dostępnych modeli w kolorze srebrnym i czarnym. 
 
Ja miałem jednak szczęście, mój egzemplarz był praktycznie nieużywany i nie nosił żadnych śladów zużycia. Zegar wpisał się idealnie w moje ostatnie nurty zegarkowe. Stanowi on piękne uzupełnienie mojej skromnej kolekcji mechanicznych chronografów. Pomimo swojej średnicy kształt koperty powoduje, że jest on niemal przyklejony do nadgarstka a dodatkowo cieszy fakt, że inżynierom z Hamiltona przy zastosowaniu automatycznego chronografu udało się zachować sensowną wysokość zegarka. Powoduje to, że zegar nosi się bardzo wygodnie i mieści się on spokojnie pod mankietem koszuli. Vintydżowy charakter w połączeniu z żywymi kolorami i paskiem rally sprawiają, że świetnie czuje się on w towarzystwie letnich koszul, jeansów oraz mniej formalnych strojów. Dla mnie osobiście najważniejsze jest to, że tym razem udało się dogonić króliczka a jest to bardzo miłe uczucie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz