Świat motoryzacji i zegarków
często nawzajem się przenikają i ze sobą łączą. Było wiele projektów znanych
marek stworzonych specjalnie dla producentów samochodów, a warto tu wspomnieć
chociażby o słynnych modelach Breitling for Bentley, IWC dla AMG czy ostatnio zaprezentowanym
modelu Oris’a stworzonym we współpracy z Audi. Nie tylko potentaci z branży
zegarmistrzowskiej sięgają po motywy motoryzacyjne – sam mam w kolekcji
Vostok’a Europe, którego stylistyka nawiązuje do historycznej rosyjskiej
limuzyny GAZ14. Sporo jest także zegarków, które są tylko luźno inspirowane
branżą motoryzacyjną bez odniesienia do konkretnego samochodu czy marki, a
wymienić tu można niektóre z modeli takich marek jak Tag Heuer, Tissot czy chociażby Steinhart. Nie
powinno to nikogo dziwić, gdyż światy te idealnie do siebie pasują. Od zawsze
jednym z głównych męski hobby jest motoryzacja, a zegarki są typowo męską
biżuterią.

Na naszym rodzimym rynku w roku
2013 także pojawił się produkt przesiąknięty benzyną, ale nie tą wysokooktanową
z górnej półki, a bardziej nawiązujący do historycznej polskiej myśli
technicznej (no, może odrobinę na rosyjskiej licencji ;) ). Mowa jest tutaj
oczywiście o modelu FSO M20 jednego z młodych polskich producentów jakim jest
Xicorr, a dzięki uprzejmości sklepu „Od czasu do czasu” oraz samego Adama
Tomaszewskiego miałem przyjemność testować właśnie ten model. O samej marce
można było już nieraz przeczytać na łamach polskiej prasy sięgając po takie tytuły
jak Forbes, Playboy, CKM czy Top Gear, gdzie prezentowany model FSO M20 był
wskazywany jako „must have” każdego modnego faceta. Czas więc samemu sprawdzić w
czym tkwi sukces tego konkretnego modelu.
Po otrzymaniu przesyłki przyszedł
czas na pierwszy dreszczyk emocji związany z rozpakowywaniem otrzymanej
paczuszki, bo chyba każdy z nas lubi właśnie ten moment związany z otwarciem
nowego nabytku. Xicorr pod tym względem na pewno nas nie rozczaruje, bo już
jego opakowanie wzbudza pozytywne emocje i zachęcają do zapoznania się z jego
zawartością. Tekturowe pudełeczko skrywa metalową skrzyneczkę, która to
sprytnie została wystylizowana tak aby optycznie przypominać z wyglądu apteczkę
samochodową z epoki świetności Warszawy - a w jej środku czeka na nas gadżetów
ciąg dalszy. Poza samym zegarkiem, który znajduje się w specjalnie
wyprofilowanej gąbce, znajdziemy tu również instrukcję, kartę gwarancyjną oraz
gratisowy dodatkowy gumowo-kauczukowy pasek wraz z przyrządem do jego zmiany.
Dodatkowo, na wspomnianej już skrzyneczce znalazła się również naklejka podkreślające
wcześniej wspomniane hasło reklamowe „must have”. Całość robi całkiem niezłe
wrażenie i na pewno wyróżnia się na tle tego do czego przywykliśmy przy zakupie
standardowego zegarka.
Poza wspomnianym już wcześniej
gratisowym kauczukowo-gumowym paskiem, który to okazuje się całkiem sensowna
opcją na upalne dni, M20 przychodzi do nas w moim odczuciu na lepiej do niego pasującym
pasku typu rally. Został on wyprodukowany dla Xicorra przez polską firmą
Pattini a dzięki charakterystycznym trzem dziurkom wyjątkowo dobrze wpisuje się
on w motoryzacyjny klimat M20. Oba 22mm paski przeszyte zostały żółtą
nawiązującą do akcentów na tarczy nicią i posiadają sygnowane klamerki. Trzeba
przyznać, że są one również wyjątkowo dobrej jakości i w sumie niewiele znam
innych producentów, którzy załączają tej klasy paski do swoich zegarków. (na
myśl przychodzi mi tylko Steinhart i Magrette).
Czas w końcu z bliska przyjrzeć
się M20.02. W całości szczotkowana charakterystyczna trzyczęściowa koperta
posiada bardzo uniwersalne jak na dzisiejsze czasy wymiary wynoszące 42mm
średnicy, 12mm wysokości oraz niespełna 50mm od ucha do ucha. Warto tu jednak zaznaczyć,
że zastosowana wąska luneta w połączeniu z płaskim szkłem optycznie powiększają
odbiór zegarka na ręku. Wpływa na to także zastosowany płytki dekielek oraz
dość specyficzne, wyprofilowane krótkie uszka dzięki którym to również M20
bardzo ładnie przylega do nadgarstka. Koperta jest na pewno mocnym punktem
Xicorr’a, a jej niezła ergonomia dodatkowo sprawia, że już po chwili zapominamy
o obecności zegarek na ręku. Cieszy również uzyskana przez producenta klasa
wodoszczelności zegarka wynosząca WR100. Nie wspomniałem jeszcze o
umiejscowionej nietypowo, bo pomiędzy godziną 3 a 4 sygnowanej zdobionej
koronce, która kształtem ma nawiązywać do samochodowej opony. Do jej pracy nie
można mieć żadnych zastrzeżeń jednak jej lokalizacji przynajmniej w moim
przypadku wymagała chwili przyzwyczajenia. Jest to jednak swego rodzaju znak
rozpoznawczy marki, bo również w poprzednim modelu czyli Circle była ona w ten
sposób umiejscowiona.
Tarcza Xicorr’a skryta została
pod płaski szafirowym szkłem z widoczną warstwą antyrefleksyjną. Przyznać
muszę, że początkowo w M20.02 nie specjalnie mnie ona zachwycała – raczej
bardziej intrygowała – tak, to słowo dużo celniej opisuje to co czułem
spoglądając na Warszawę. Z czasem jednak zegar wkradał się w moje łaski i zacząłem
dostrzegać jego urok. Specyficzny szaro mysi kolor zewnętrznej części stanowi
dobre tło dla arabskich białych indeksów godzinowych. Dość interesująco wygląda
również jej środkowa część w lekko jaśniejszym szarym odcieniu, na której
znalazła się skala minutowa wraz z wykonanymi czarną masą luminescencyjną
indeksami godzinowymi. To co mocna rzuca się w oczy to wystylizowany na licznik
kilometrów napis 1951 upamiętniający pierwszy rok produkcji Warszawy, w który
wkomponowane zostało okno datownika. Efekt wizualny jest bardzo interesujący
jednak jak to zazwyczaj bywa ze smaczkami stylistycznymi nie idą one w parze z
praktycznością i niestety data dla mnie jest po prostu mało czytelna. Na tarczy
poza charakterystycznymi dwoma śrubkami znalazło się jeszcze logo producenta,
nazwa modelu i najważniejsza z informacji – czyli napis „wyprodukowano w Polsce”.
Uzupełnienie całości projektu stanowią proste białe wskazówki z żółtymi
akcentami luminescencyjnymi, którym na pewno nie można odmówić czytelności –
chociaż przyznam, że same wskazówki nie specjalnie przypadły mi do gustu.
Pod zakręcanym deklem z wygrawerowanym
logo FSO skryte jest chińskie serce testowanej Warszawy. Znając życie, pewnie w
tym momencie znajdzie się spora grupa osób, które ta informacja może zasmucić
czy też może nawet zniechęcić do zakupu. Przecież nie od dziś wiadomo, że chiński
jest synonimem słowa zły. Drodzy Państwo, czasem warto jednak sprawdzić samemu
jak to naprawdę jest z tym pustym frazesem, gdyż zastosowany w M20 mechanizm
wychodzi z fabryk Seagull’a, czyli jest jednego z największych producentów
mechanizmów na świecie. Zastosowana w Warszawie konstrukcja o symbolu TY2130
jest odpowiednikiem szwajcarskiej ETY 2824.2 i analogicznie do
alpejskiego pierwowzoru posiada wysoką częstotliwość
pracy balansu wynoszącą 28 800 pół wahnięć na godzinę, możliwość ręcznego
dokręcania sprężyny czy także funkcję stop sekundy, a jej trwałość wielokrotnie
już została przetestowaną przez sporą rzeszę niezależnych producentów. Także i ja
już nieraz miałem przyjemność posiadać zegarki z mechanizmem tego właśnie producenta,
a niektóre z nich znajdują się w mojej kolekcji nawet do dnia dzisiejszego i mogę
jedynie potwierdzić, że nigdy nie było z nimi najmniejszych problemów. Uważam,
że stanowią one świetną alternatywę dla szwajcarskiej i japońskiej konkurencji,
a czasem warto samemu sprawdzić jak to jest z tym chińskim produktem. Dodatkowy
smaczkiem, jest fakt, że producent z powodu specyficznego umiejscowienia okna
datownika zmuszony był do stworzenia własnego koła datownika, co w przypadku
tak młodej marki należy zaliczyć na spory plus.
Spójny projekt oraz dobrze
przemyślana strategia marketingowa w połączeniu z panującą modą na produkty „made
In Poland” przyczyniły się do rynkowego sukcesu recenzowanego modelu. W pewnym
momencie popyt przerosły najśmielsze
oczekiwania producenta i w konsekwencji na FSO M20 trzeba było swego czasu
czekać nawet 2 miesiące, a chętnych i tak nie brakowało. Taki stan rzecz
niezmiernie cieszy i nie specjalnie mnie dziwi. W dzisiejszym świecie ciężko jest
się czymś wyróżnić, a obecność FSO M20 na nadgarstku gwarantuje nam właśnie tą
tak pożądaną nutkę indywidualizmu i ekstrawagancji. Początkowo miałem problem
do jakiej garderoby pasuje Warszawa, ale już po chwili zdałem sobie sprawę, że
dzięki jej retro stylistyce pasuje ona niemal do wszystkiego. W połączeniu z
paskiem rally Xicorr idealnie wpisuje się w casualowy klimat tworząc przyjemną
nieformalną atmosferę, a zakładając do niego gumowy pasek mamy sympatycznego
wakacyjnego kompana, w czym dodatkowo pomaga sensowna klasa wodoszczelności.
Możemy nawet przełamując konwenanse pokusić się i spróbować założyć Warszawę do
garnituru czy eleganckiej koszuli, a efekt może zaskoczyć nawet nas samych. Kto
wie czy wysuwając się spod mankietu nie wzbudzi ona sporego zainteresowania,
które to stanie się zalążkiem jakiejś ciekawej rozmowy? Mnie nie raz podczas
testu zaczepiono pytając z zaciekawieniem o to co mam na nadgarstku.
W dzisiejszym świecie
zdominowanym głównie przez zegarki znane z witryn sklepowych, Xicorr FSO M20 ze
swoim retro klimatem jest swego rodzaju powiewem świeżości. Co ważne, producent
dbając o stylistykę inspirowaną designem historycznego modelu Warszawy nie
zapomniał o innym równie ważnym aspekcie jakim jest jakość wykonania. Dzięki temu
FSO M20 bez trudu może stawać we szranki ze swoją konkurencją cenową, a ta
została skalkulowana na sensownym poziomie wynoszącym 1399 PLN. Za tą kwotę otrzymujemy
świetny projekt mechanicznego zegarka z dobrym mechanizmem, interesującą
kopertą, szafirowym szkłem, kompletem dwóch pasków, a przede wszystkim bezcennym
napisem „wyprodukowano w Polsce”. Oczywiście, produkt Xicorr’a ma też swoje
drobny wady – bo mocno zdefiniowana, lekko ekstrawagancka stylistyka kłóci się
jednak z pojęciem szeroko rozumianej elegancji, co nie każdemu musi się podobać.
Nie każdemu także przypadną do gustu takie detale jak specyficzne uszka, umiejscowiona
asymetrycznie koronka, średnio czytelna data, proste wskazówki czy historyczne
nawiązanie do zegara Warszawy poprzez umieszczenie dwóch śrubek na tarczy. Jeżeli
tak jest w waszym przypadku – to nie jest to po prostu zegarek dla was, a
reszta z recenzowanej „Warszawy” na pewno będzie zadowolona.
Szukając więc nowego nabytku bądź
prezentu dla mężczyzny i chcąc kupić coś nietuzinkowego warto zainteresować się
produktami tej młodej marki. Również ja sam chętnie widziałbym w mojej skromnej
kolekcji zegarek z logo Xicorr’a, tylko czy byłaby to właśnie opisywana
Warszawa? Cóż, znając moją słabość do mechanicznych chronografów i wiedząc o
nadchodzących dwóch nowych modelach Adama wyposażonych właśnie w tą funkcję nie
jestem do końca o tym przekonany. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że stylistycznie
projekt opisywanej Warszawy wyjątkowo mi przypasował, dzięki czemu test ten przeprowadziłem
z dużą przyjemnością i nie łatwo przyszło mi rozstanie się z recenzowanym
modelem. Kto wie, może będzie mi jeszcze dane zmierzyć się z jakimś produktem
Xicorr’a czego sobie i Państwu życzę
Zegarek do testu udostępnili:
Salon Od czasu do czasu: e-zegarki.info.pl
Xicorr Watches: www.xicorr.com
Płaska jak naleśnik tarcza z drukowanymi indeksami, to obelga dla zegara z Warszawy M-20
OdpowiedzUsuńWygląda świetnie. A jaka jest Twoja opinia na temat zegarków casio? Ostatnio znalazłem spory ich wybór w ofercie http://www.zegarkowy.pl/category/casio-sport.
OdpowiedzUsuń