piątek, 1 maja 2015

Maurice Lacroix Pontos Retro PT6288-SS001-330

Maurice Lacroix Pontos Retro PT6288-SS001-330 (data zakupu: 04.2015)
 
Maurice Lacroix to marka, którą darzę sporą sympatią i do której mam przede wszystkim duży sentyment. Zrodził się on wraz z otrzymaniem od rodziców na osiemnaste urodziny pierwszego poważnego zegarka, który posiadał właśnie charakterystyczne logo z literką M. Kwarcowy pozłacany garniturowiec na skórzanym pasku dzielnie towarzyszył mi niemal codziennie przez ładnych kilka lat. Niestety, ponieważ w tamtych czasach był to mój jedyny zegarek to nie miał on łatwego życia i w konsekwencji nie przetrwał próby czasu. Do dnia dzisiejszego mam go jednak schowanego na dnie w jednym z pudełeczek. Dzisiaj, po wielu latach udało mi się po raz kolejny sięgnąć po zegar tego szwajcarskiego producenta i co ciekawe zbiegło się to ponownie z moimi urodzinami oraz czwartą rocznicą mojej pasji zegarkowej. Czy można wymarzyć sobie lepszy prezent dla zegarkomaniaka?
 
W roku 2013 na corocznych targach w Bazylei ten szwajcarski producent zaprezentował odświeżoną gamę swoich modeli jednej ze głównych linii produktowych jaką jest Pontos. Pokazane zostały też dwa nowe jej modele z dopiskiem Retro. Charakterystyczne przerysowane chronografy z mocno zaakcentowanymi totalizatorami od razu na mnie zrobiły piorunujące wrażenie. Niestety, równie piorunujący efekt wywołały ich ceny, które jak w przypadku większości nowości nie specjalnie zachęcały do zakupu. Czasem warto jednak sprawdzić za ile aktualnie da się spełnić nasze zegarkowe marzenia, bo przypadkowo można natrafić na naprawdę wyjątkową okazję. Mi dopisało szczęście i długo się nie zastanawiając skorzystałem z przypadkowo wyłuskanej oferty, a dzięki uzyskanym środkom z poczynionej przeze mnie wyprzedaży pod kątem zupełnie innego zegarka udało mi się zakupić bohatera niniejszej recenzji.
 
Przesyłka szczęśliwe dotarła do mnie i w końcu na żywo mogłem nacieszyć się widokiem swojego nowego nabytku. Charakterystyczne pudełko jak zawsze skrywało typową dla tego typu zegarków otoczkę czyli niezbędną literaturę, międzynarodową kartę gwarancyjną i oczywiście nieśmiertelną przywieszkę z sugerowaną ceną detaliczną. Najważniejsza rzecz skryta była oczywiście w środku pudełeczka.
 
Już otwarcie jego wieka spowodowało spory uśmiech na mojej twarzy bo ML wyglądał dokładnie tak jak sobie go wyobrażałem, a może nawet i lepiej. Moje oczy nie mogły się nacieszyć widokiem niesamowitej tarczy Pontosa, bo na zdjęciach ciężko oddać jej rzeczywiste kolory. Fortepianowa intensywna lakierowana czerń w połączeniu ze śnieżnobiałymi totalizatorami wygląda na żywo rewelacyjnie. Dodatkowo efekt wzmacniany jest przez srebrne nakładane indeksy godzinowe i charakterystyczne grube ryflowane obwoluty totalizatorów. Aby przełamać monotonię barw producent postanowił wykonać dwukolorowy nadruk skali tachymetru a motyw ten powielił również na wskazówce sekundowej stopera. Wydawać by się mogło, że zabieg ten może negatywnie wpłynąć na elegancję Pontosa jednak nic bardziej mylnego – efekt warto po prostu zobaczyć na żywo. Całość tarczy uzupełnia lekko podniesiony ring ze skalą sekundową oraz dobrze dobrane wskazówki, których groty zostały wypełnione masą luminescencyjną, choć w moim odczuciu wskazówce sekundowej nie zaszkodziłaby odrobina diety.
 
Piękną grę barw i refleksów świetlnych na tarczy podziwiać możemy poprzez lekko wypukłe szafirowe szkło z dwustronną warstwą antyrefleksyjną, które to dodatkowo potęguje odbiór tego spójnego projektu. Osadzone ono zostało na jedynym polerowanym elemencie koperty czyli zewnętrznym pierścieniu, dzięki czemu uzyskano nutkę elegancji. Pozostałe płaszczyzny tej dość skomplikowanej konstrukcji zostały ładnie zmatowione poprzez zastosowanie delikatnego szczotkowania. Dzięki rozsądnym wymiarom samej koperty wynoszącym 43mm średnicy, 15,5mm wysokości i jedynie 50mm od ucha do ucha Pontos bardzo ładnie układa się na ręku. Swój spory udział w jego świetnym dopasowaniu do nadgarstka mają także charakterystyczne mocno wyprofilowane dwupłaszczyznowe uszy. W przeciwieństwie do podstawowej linii Pontosa, w serii Retro zrezygnowano z przycisków stopera tworzących swego rodzaju osłony koronki na rzecz bardziej klimatycznych pusherów w kształcie „grzybka”. Maurice Lacroix słynie również z finezyjnej, ozdobnej sygnowanej koronki, której oczywiście nie zabrakło w recenzowanym modelu. Warto dodać, że operowanie nią jaki i przyciskami nie stanowi najmniejszego problemu.
 
To co na początku nie specjalnie mi przypadło do gustu to zastosowany lekko zwężany matowy miękki skórzany pasek. Jednak po jego odpowiednim dopasowaniu dość szybko zrozumiałem co producent miał na myśli dobierając go właśnie w ten sposób. Jego lekka matowa barwa nie skupia na sobie uwagi i stanowi on świetne a przede wszystkim bardzo wygodne tło dla całości projektu. Za komfort odpowiada tu również zastosowane według mnie najwygodniejsza z możliwych zapięć, bardzo podobne do tego, które znalazło się również w moim Hamiltonie Pan Europ. Dzięki tej sprytnej konstrukcji motylka pasek zawija się nie na zewnątrz a od strony nadgarstka, dzięki czemu nie ma potrzeby stosowania tu dodatkowych szlufek przytrzymujących odstającą jego część.
 
Za życie na tarczy odpowiada mechanizm oznaczony przez producenta symbolem ML112, który to jest niczym innym jak przyozdobioną i wyregulowaną konstrukcją bazującą na starym dobrym Valjoux 7750. Nie ukrywam, że w zegarku którego cena sugerowana przekracza pułap 10k PLN chciałoby się jednak ciut więcej, a takie marki jak Longines, Oris, Orient Star czy Seiko brutalnie pokazują, że jest to przy tej kwocie wykonalne. Oczywiście, nie można tej konstrukcji nic specjalnie zarzucić – dzięki częstotliwości pracy wynoszącej 4hz sekunda ładnie płynie, rezerwa chodu wynosi blisko 46 godzin i mamy tu opcję stop sekundy czy możliwość ręcznego dokręcania sprężyny. Do tego koszty serwisu także powinny być dość przystępne mając oczywiście na uwadze fakt, że mamy do czynienia z automatem i stoperem. Sam mechanizm możemy zaś podziwiać przez okienko umieszczone zamontowanym do koperty za pomocą czterech śrubek dekielku, który wraz z całą konstrukcją gwarantuje nam wodoszczelność na poziomie WR50.
 
Maurice to jeden z tych zegarków, na którego nie żałuje żadnej wydanej złotówki – zresztą – marzenia są przecież bezcenne. W jego przypadku ważniejsze jednak od ceny jest pytanie czy sprostał on stawianym mu przeze mnie oczekiwaniom?  Odpowiedź może być tylko jednak – tak i to z nawiązką! Jego świetne wykonanie połączone z charakterystycznym „retro” klimatem idealnie trafiło w mój gust i moje potrzeby uzupełniając przy tym moją skromną kolekcję mechanicznych chronografów. Pomimo obecności typowo sportowej komplikacji konstrukcji mechanizmu Pontos Retro okazał się zegarkiem wyjątkowo uniwersalnym. Jego rozsądne wymiary oraz przede wszystkim świetna ergonomia koperty spowodowały, że nie straszne mu nawet wąskie mankiety eleganckich koszul, a nie jest to tak oczywiste dla innych zegarków wyposażonych w tego typu dodatki. Należy jednak pamiętać, że nie jest to typowy, stonowany, grzeczny zegar, a przez jego zdefiniowaną kolorystykę oraz lekko przerysowany „wintydżowy look” wyjątkowo mocno zwraca on na siebie uwagę. Dla mnie wszystko to razem powoduje, że obok Hamiltona Pan Europ oraz Steinharta Marine jest to jeden z definitywnie najładniejszych zegarków w mojej kolekcji, a jego obecność na ręku niezmiernie mnie cieszy! Aż chce się sprawdzać godzinę.
 
Co zaś tyczy się samej marki Maruice Lacroix - jeżeli szukacie nowego zegarka to z czystym sumieniem zachęcam do przejrzenia ich oferty, szczególnie, że produkty te są dostępne w wielu polskich salonach, dzięki czemu sami możecie sprawdzić organoleptycznie ich jakość wykonania. Dodatkową zachętą niech będzie fakt przynależności marki do federacji szwajcarskiego przemysłu zegarkowego (FHS) oraz zaprezentowanie przez nich w 2006 roku pierwszego manufakturowego mechanizmu o symbolu ML106, które to są najlepszymi dowodami na, że firma ta ciągle się rozwija i nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w zegarkowym świecie. 












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz