Lew & Huey Riccardo (data testu: 05.2015)
Ta historia jest o wytrwałości i
konsekwentnym dążeniu do celu. To także historia o potędze Internetu i tym
jakie możliwości w nim drzemią. Przede wszystkim jest to jednak historia o
pasji i i miłości do tego co również i mi jest bliskie, czyli do zegarków. Zaczęła
się ona w roku 2012 na największym forum zegarkowym świata jakim jest
WatchuSeek od niejakiego użytkownika Chrisa Vail, który to zapragnął produkować
zegarki według własnej wizji. Już na początku postawił on sobie poprzeczkę wyjątkowo
wysoko, gdyż jego celem było stworzenie atrakcyjnego mechanicznego chronografu
w przystępnej cenie. Aby zdać sobie sprawę jak ambitne jest to wyzwanie
wystarczy przejrzeć ofertę wielu młodych firm z branży zegarmistrzowskiej, które
do dnia dzisiejszego nie mogą pochwalić się takim modelem w swoim portfolio.
Jeżeli dodamy do tego brak odpowiedniego zaplecza technicznego i finansowego zadanie
to wydawało się niemal niewykonalne. Gdzie indziej miałby jednak się ziścić amerykański
sen niż właśnie w Ameryce?
I to właśnie w Stanach w roku
2012 zarejestrowana została marka Lew & Huey a na platformie internetowej
kickstarter uruchomiony został pierwszy projekt o wdzięcznej nazwie Riccardo.
Połączenie ciekawej koncepcji mechanicznego chronografu wraz z bardzo dobrą
strategią marketingową opartą w głównej mierze o promocję na forum WUS
pozwoliło szybko Chrisowi zebrać niezbędne środki do realizacji jego planów. W
ten oto sposób w roku 2013 narodził się pierwszy zegarek z sympatycznym logo
pieska, który już po raz kolejny dzięki uprzejmości kolegi z forum mam
przyjemność testować (w tym miejscu raz jeszcze podziękowania dla Krzycha –
Alamo za użyczenie zegarka!). Zobaczmy więc jak to się robi w Ameryce.
Zegarek otrzymałem w kartonowym
pudełeczku, skrywającym czarne sygnowane etui. Nie wiem dlaczego ale moim
pierwszym skojarzeniem po wyjęciu i przymiarce Riccardo było to, że już tą
kopertę gdzieś widziałem. Szybkie przewertowanie moich zdjęć doprowadziło mnie
do zegarka o bardzo zbliżonych proporcjach i podobnym odbiorze na ręku a jest nim
Moscow Classic Semyorka P7. Oczywiście,
nie są to te same koperty, jednak wymiarami i sposobem wykończenia specjalnie
od siebie nie odbiegają. Riccardo ma również 42mm średnicy, 49mm od ucha do
ucha i przy 15 mm wysokości jest minimalnie wyższy od MC. Tu także mamy szczotkowane
wykończenie boków koperty połączone z wypolerowaną lunetą oraz rantami uszu, a
ich kształt oraz profil w obu przypadka sprawia, że nosi się je wyjątkowo
dobrze. W testowanym zegarku producent chcąc zapewnić klasę wodoszczelności wynoszącą
WR100 pokusił się jeszcze o zastosowanie rozwiązania, za którym specjalnie nie
przepadam, a mowa o zakręcanej koronce. W przypadku zegarka typu EDC i tej klasie wodoszczelności nie jest ono
niezbędne co pokazują takie zegarki jak Certina DS Podium czy chociażby Żubr od
G. Gerlach. Mając jednak na uwadze fakt, że mamy do czynienia z mechanizmem
automatycznym nie powinno nam to rozwiązanie aż tak mocno przeszkadzać. Aby
ułatwić operowanie niewielką, lekko wpuszczaną w kopertę sygnowaną koronką wykonano
od spodu minimalne podcięcie. Uzupełnienie całości stanowią smukłe przyciski
służące do obsługi stopera, które pracują wyjątkowo pewnie.
Podobno rozmiar nie ma znaczenia,
tym bardziej, że mowa jest tu o jednym czy dwóch milimetrach. W przypadku
Riccardo i przestrzeni między uszkami niestety tak nie jest. Dość gruba konstrukcja
uszu umożliwia nam montaż jedynie 20mm paska co przy 42mm kopercie wygląda w
moim odczuciu po prostu średnio. Większość producentów przy takiej średnicy stara
się stosować bardziej proporcjonalne paski o wymiarach 21 czy nawet 22
milimetrów. W tym miejscu powinien jeszcze napisać kilka słów o skórzanym
brązowym pasku wyposażonym z sygnowane zapięcie motylkowe, na którym
oryginalnie otrzymalibyśmy Riccardo, jednak testowany przeze mnie egzemplarz go
nie posiadał. W uszkach znalazł się za to ręcznie robiony czarny skórzany pasek
typu rally jednego z naszym polskich paskorobów i jak w większości przypadków o
paskach typu handmade nie można nic złego napisać. Jakościowo jest to zupełnie
inna liga ale to temat na osobne opracowanie.
Przejdźmy w końcu do tarczy,
która została skryta pod lekko wypukłym szafirowym szkłem. Pierwsze wrażenie
jest niezłe chociaż osobiście coś od początku przeszkadzało mi w jej
stuprocentowym pozytywnym odbiorze. Po dłuższych oględzinach w końcu
dostrzegłem w czym dla mnie tkwi problem. Paradoksalnie, największy atut zegarka – czyli intensywny
niebieski kolor wyposażonej w delikatny szlif słoneczkowy tarczy, w moim
odczuciu całkowicie nie pasuje do wewnętrznego pierścienia z nadrukowaną skalą
minutową. Kolor ten powoduje, że gdzieś zanika cała głębia, któraą zazwyczaj
jego obecność powinna nam gwarantować. Wytykając już niedociągnięcia nie sposób
nie wspomnieć również o jakości wykonania białych nadruków na tarczy. O ile do
loga czy nazwy modelu większych uwag mieć nie można to niestety do tych, które
znalazły się na giloszowanych subtarczkach można się już przyczepić. Tu
niestety wychodzą drobne niedoróbki wynikające z wieku dziecięcego i braku odpowiedniego
zaplecza, które umożliwiłoby lepszą kontrolę jakości produktu. Da się to jednak
Riccardo wybaczyć zważywszy, że jest to pierwszy model tego amerykańskiego
producenta.
Sam projekt tarczy zły jednak nie
jest i na pewno ma on swój własny retro klimat, który może się podobać. Ciekawy
kontrast do intensywnego niebieskiego koloru tworzą tu zastosowane grube
polerowane pierścienie i to zarówno totalizatorów jak i główny wyposażony w
skalę minutową. Całkiem nieźle prezentują się także nakładane indeksy godzinowe
i wskazówki na których to znalazły się cieniutkie wstawki warstwy
luminescencyjnej. Niestety od razu uprzedzam, że na ich intensywne świecenie
nie macie co liczyć. Pewnego ożywienia kolorystycznego dodaje też obecność
trzech czerwonych wskazówek – małej sekundy oraz stopera, które stanowią miły
dla oka akcent kolorystyczny podkreślający sportowy charakter zegarka.
Przez sporą witrynę przeszklonego
dekla możemy podziwiać serce Riccardo, czyli dość świeżą konstrukcję produkcji seagull’a
o symbolu ST-1940. Bazą dla tego opartego o 33 kamienie łożyskujące mechanizmu
był już wielokrotnie u mnie opisywany werk ST-19, a jego modyfikacja polega
głównie na dołożeniu modułu naciągu automatycznego. Wspominając już o nim
ciężko również nie wspomnieć o jego dość głośnej pracy, co nie każdemu pewnie
przypadnie do gustu. Poza obecnością wahnika, reszta nie uległa zmianie. Balans
nadal pracuje tu z częstotliwością 3 herców, rezerwa chodu oscyluję w okolicach
40 godzin i pozostawiono także możliwość ręcznego nakręcenia sprężyny. Sam
mechanizm wart na pewno jest zainteresowania bo pewnie jeszcze niejednokrotnie
będziemy mieli go przyjemność oglądać w wielu modelach innych microbrandów.
W momencie swojej premiery
Riccardo wyceniony był na 550$ co przy kursie dolara z końca roku 2013 dawało
kwotę niespełna 1700 PLN. Nie było to mało zważywszy, że był to pierwszy
projekt tej młodej amerykańskiej firmy. Z drugiej strony Riccardo nie miał także
specjalnej konkurencji na rynku. Owszem, w tym przedziale cenowym można było kupić
zegarki wyposażone w funkcję stopera ale co najwyżej z manualnym naciągiem
sprężyny, a znalezienie tańszej konstrukcji wyposażonej w automat do łatwych na
pewno nie należało. To jednak nie zastosowany mechanizm był kluczem do sukcesu,
bo Riccardo wyróżniał się na tle swojej konkurencji przede wszystkim ciekawym
projektem i atrakcyjną kolorystyką. Argumenty te okazało się całkowicie
wystarczające aby w krótkim czasie udało się wyprzedać wszystkie dostępne egzemplarze.
Dzisiaj chętnym na zakup tego modelu nie pozostaje nic innego niż szukać go na
rynku wtórnym.
Pamiętam, że niewiele brakowało
aby sam zapisał się na jeden z dostępny modeli Riccardo – niestety, poczynione
wówczas spore wydatki na moją zegarkową pasje spowodowały, że musiałem obejść
się jedynie smakiem. Czy dzisiaj z perspektywy czasu mając okazję go przez
tydzień testować mam czego żałować? Na to pytanie nie jestem w stanie
jednoznacznie odpowiedzieć. Z Lew&Huey jest trochę jak z wspomnianym już wcześniej
modelem Moscow Classic. Niby wszystko jest ok, bo zegarek ma dobre proporcje,
uniwersalne wymiary, ciekawą tarczę czy też szafirowe szkło - a jednak mi w nim
czegoś brakuje i to czegoś co jest trudne do zdefiniowania. Nie mogę jednak
powiedzieć, że jest to zegarek zły, bo sam nie miałem żadnego problemu aby
codziennie założyć go na rękę ale także niestety muszę stwierdzić, że jego
obecność na nadgarstku nie powodowała u mnie żadnych większych emocji. Zapewne
wiele osób będzie z niego bardzo zadowolonych. Ja jednak podsumuję go parafrazując
moją teściową, która kiedyś powiedziała, że życie jest za krótkie aby czytać
średnie książki – i ja tak właśnie mam z tym modelem Riccardo.
Świetny blog - pozdrawiamy luksusportal.pl
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMoże jakiś artukul z zegarkami np. do 1000 zł, 2000 zł ?
OdpowiedzUsuń