środa, 8 lipca 2015

G. Gerlach Orzeł 85A


G. Gerlach Orzeł 85A (data testu: 07.2015)
 
Czas płynie nieubłaganie. Dopiero co w maju miałem przyjemność testować przechodniego Navigatora produkcji G. Gerlach a już przyszła moja kolej aby zapoznać się z kolejnym modelem fundacji. Oczywiście nie mam na co narzekać, bo sytuacja jest bardziej niż komfortowa. Dzięki niej mój blog mógł się wzbogacić o kolejny w miarę merytoryczny wpis a ja ponownie przez chwilę mogłem ponosić interesujący zegarek. Niestety w przeciwieństwie jednak do wspomnianego na wstępie Navigatora, bohater recenzji nie zaliczał się do zegarków leżących w mojej strefie zainteresowań. Sprawdźmy więc, czy tylko tydzień wystarczył mu aby choć trochę mnie do siebie przekonać?
 
Zaraz po otwarciu otrzymanego kartoniku, moim oczom ukazał się dość nietypowy widok. Zamiast standardowego pudełeczka, do którego przyzwyczailiśmy kupując zegarek z logo G. Gerlach skrywał on ciekawie wystylizowaną drewniane opakowanie, które swoim wyglądem nawiązuje do skrzyni z amunicją. W środku także zamiast typowej poduszeczki czy miękkiej wyściółki bohater recenzji czekał na mnie leżąc okryty drewnianymi wiórkami. Efekt jest dość interesujący, jednak po wyjęciu zegarka z pudełka wymagał on lekkiego oczyszczenia ze znajdujących się na nim wiórkowych pyłków. W skrzyneczce poza tym można znaleźć gratisową ściereczkę z logo fundacji oraz sygnowany przyrząd do zmiany pasków, co akurat w przypadku recenzowanego modelu jest dość miły akcentem – ale o tym nieco później.
 
Czas w końcu przyjrzeć się głównemu bohaterowi niniejszego wpisu. Tym razem do sztafetowego testu użytkowników forum Czwarty Wymiar chłopaki z fundacji postanowili udostępnić model wyprodukowany by uczcić historyczny podwodny okręt jakim był ORP Orzeł 85A. Sam zegarek dostępny jest w dwóch wariantach kolorystycznych – z czarną lub niebieską tarczą oraz dwóch rodzajach wykończenia koperty tj. wersji piaskowanej oraz w czarnej powłoce PVD. W ręce testujących forumowiczów w tym także i moje trafiła wersja z powłoką PVD oraz niebieską tarczą, która to jak na złość z dostępnych wariantów podobała mi się najmniej. Zapytacie pewnie dlaczego? Bo dla mnie zegarek w tej kolorystyce zatraca jeden ze swoich głównych atutów jakim jest wyczuwalny militarny klimat. Nieraz jednak już się przekonałem na własnej skórze, że nie warto oceniać zegar opierając się jedynie na pierwszym wrażeniu czy pierwszej przymiarce, bo prawdziwe walory użytkowe można dostrzec i docenić dopiero po pewnym czasie jego użytkowania.
 
Na początku skupmy się na kopercie. Do dobrej jakości ich wykonania Gerlachy w swoich projektach zdążyli nas przyzwyczaić. Nie inaczej jest w przypadku testowanego egzemplarza. Nie ma tu mowy o jakichkolwiek niedoróbkach czy ostrych krawędziach a i powłoka PVD sprawia dobre wrażenie. Producent zrobił również wszystko aby zegarek był wygodny i dobrze przylegał do naszego nadgarstka. Muszę przyznać, że wyszło mu to całkiem nieźle. W głównej mierze jest to zasługa dobrze wyprofilowanych uszu oraz zastosowanego płaskiego dekielka. Pomimo dobrej ergonomii koperty, warto jednak przed zakupem zwrócić uwagę na wymiary zegarka. Rozmiar od ucha do ucha wynoszący 52mm, w połączeniu z 43mm średnicy oraz 13mm uświadamia nam, że Orzeł nie jest zegarkiem mały. Dodatkowo optycznie powiększa go jeszcze zastosowana wąska luneta typu pilnik. Jeżeli już o niej mowa to nie sposób przejść koło niej obojętnie. To właśnie jej zegarek zawdzięcza wyczuwalny specyficzny retro klimat oraz militarny charakter. Podobne odczucia wzbudza również znajdująca się z boku koperty wygrawerowana nazwa modelu. Całość projektu uzupełnia świetnie wykonana zakręcana frezowana koronka, choć akurat w jej przypadku od początku jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Mowa o lekkim sygnowanym wypustku, który w moim odczuciu zaburza jej harmonię, a robi to na tyle skutecznie, że nieraz po prostu miałem ochotę go wcisnąć. Zastanawiam się czasem, czy w tym przypadku nie lepszym rozwiązaniem byłoby pozostawić ją bez loga… 
 
Pomiędzy nawierconymi 22mm uszkami znalazł się znany mi już z nawigatora świetnej jakości miękki skórzany pasek. Niestety, o ile do wspomnianego modelu jego kolorystyka pasowała niemal idealnie to w testowanym egzemplarzu to połączenie nie bardzo przypadło mi do gustu. Owszem należy przyznać, że o ile zastosowana do jego przeszycia biała nitka nawiązująca do znajdujących się na tarczy akcentów w tym kolorze ma sens, to już sam brązowy odcień paska w połączeniu z pozostałą kolorystyką zegarka współgra w moim odczuciu po prostu średnio. Całość dobija jeszcze znajdująca się w zestawie klamra. Co z tego, że jest świetna i wyjątkowo wygodna skoro producent nie pokusił się o wykonanie jej w technologii PVD. Oczywiście, sytuację z paskiem można łatwo naprawić jednak wiążą się z tym dodatkowe koszty. A, że warto poszukać alternatywy dobitnie udowadniają zdjęcia tego zegarka przyodzianego w inne paski.
 
To co na pewno wyróżnia ten projekt spośród tłumów to tarcza. Dzieje się na niej naprawdę sporo i to pomimo, że mamy do czynienia z prostym mechanizmem pozbawionym jakichkolwiek rozbudowanych komplikacji. Przy pierwszym spojrzeniu ciężko dostrzec wszystkie smaczki jakie chłopakom udało się w tym projekcie zawrzeć a jest ich sporo: gradientowe przejście koloru z niemal białego do intensywnego granatu, prążkowane wykończenie powierzchni, wypukłe polerowane indeksy wypełnione białą świecącą masą, czerwony nadruki oraz nadający głębie wewnętrzny ring ze skalą minutową. Całość dopełniają czytelne dla mnie trafione w punkt wskazówki. Co ciekawe, ten natłok efektów kompletnie nie przeszkadza w czytelności samego zegarka. Spora w tym zasługa białej masy luminescencyjnej, która poza tym, że nieźle kontrastuje z pozostałą kolorystyką to również całkiem nieźle świeci. Mam jednak wrażenie, że tarcza dla niektórych w tej wersji kolorystycznej może być zbyt odważna – czy jednak zegar nie może być czasem kolorowy?  
 
Ku uciesze przeciwników chińskich mechanizmów Orzeł 85a jest kolejnym zegarkiem od fundacji opartym o japońską konstrukcję NH35A bazującą na Seiko 4R36. Charakteryzuje się ona pracą balansu z prędkością 21600 wahnięć na minutę, którą to przy pełnym naciągu sprężyny możemy bezstresowo odłożyć na okres 40 godzin. Nie zapomniano w niej również o takich funkcjach jak stop sekunda czy możliwość ręcznego dokręcania. Sam rotor pracuje sprawnie i cicho, a po całkowitym zatrzymaniu się wskazówek wystarczą już niewielkie ruchy aby zegar znów zaczął żyć. Sam mechanizm został ukryty pod płaskim deklem z grawerem okrętu ORP Orzeł 85a. Niestety, jego czytelność pozostawia wiele do życzenia, bo naprawdę trzeba sporego wysiłku aby móc dokładnie się mu przyjrzeć. Czym to jest spowodowane -  nie mam pojęcia – choć podejrzewam, że winna jest temu czarna powłoka PVD.
 
Dla mnie Orzeł 85 w testowanej wersji kolorystycznej jest zegarkiem pełnym sprzeczności i pierwszym produktem chłopaków z którego podsumowaniem mam pewien problem. O ile wersja piaskowana z czarną tarczą idealnie wpasowuje się w militarny klimat to ze zdefiniowaniem tego modelu mam spory kłopot. Pomimo WR200 i wodnego patrona nie jest to dla mnie zegarek nurkowy, a czarno-niebieska kolorystyka nie bardzo pasuje mi do typowego wojaka. Jakby tego było mała to w opozycji do genialnej koperty mamy tu pełny dekiel z dość średnio czytelnym grawerem. Do tego wszystkiego jeszcze świetny pasek, który dla mnie kompletnie nie pasuje kolorystycznie do projektu, no i ta nieszczęsna szczotkowana klamra. Czy jednak zawsze wszystko musi trzymać się ryzach i ogólnych standardów?
 
Jak pisałem na wstępie, czasem zegar wymaga odrobiny czasu aby dostrzec drzemiący w nim potencjał. I tak też jest z testowanym Orłem. Wystarczył jeden piękny słoneczny dzień, który to wywołał niesamowitą grę refleksów świetlnych odbijanych przez błękitną tarczę, polerowane indeksy i wskazówki oraz niebieską warstwę antyrefleksyjną. Uwierzcie mi, na żywo wygląda to naprawdę świetnie. Uświadomiłem sobie wtedy, że wystarczy zmienić w nim pasek na czarną skórę lub nato aby otrzymać świetny casualowy zegar o niespotykanej stylistyce. Za testowaną wersję przyjdzie nam zapłacić 1299PLN co wydaje mi się całkiem dobrze skalkulowaną cenę. W zamian otrzymamy dobrze wykonany zegarek z ciekawą kopertą, szafirowym szkłem i dobrym japońskim mechanizmem.  Czas odpowiedzieć na początkowe pytanie – czy udało mu się mnie do siebie przekonać? Sukces jest połowiczny, bo okres tygodnia wystarczył abym dostrzegł wiele smaczków tego projektu, jednak efekt nie był wystarczający aby zasilił on moją kolekcję. Uczciwe jednak muszę przyznać, że jeżeli wam zaproponowana przez Gerlachów stylistyka odpowiada, to jest to pozycja na pewno warta rozważenia.

2 komentarze:

  1. Jak dla mnie to wygląda na sponsorowany post reklamowy zrobiony w myśl zasady 'skrytykujmy kilka nieistotnych rzeczy, żeby to nie wyglądało zbyt cukierkowo'. Przykro mi, ale reklama aż bije po oczach.

    Kwestia estetyki - napis 'orzeł' wygrawerowany z boku jest wygrawerowany wyjątkowo niechlujnie.

    Na sam koniec - wszystko ładnie i pięknie, ale to tak naprawdę Seiko z kopertą made in Poland. Osobiście bez problemu wydałbym taką kwotę na zegarek, którego mechanizm, nawet z niedoskonałościami, został wykonany w Polsce.

    Jeśli będę chciał kupić coś z mechanizmem Seiko, to kupię Seiko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chaos - dziękuję za komentarz. Żaden z moich tekstów nie jest sponsorowany - jak tak będzie to zapewniam, że pojawi się o tym adnotacja. Zegarek otrzymałem jak każdy inny użytkownik forum CW do testów i bez żadnych obwarowań. Aby zapoznać się z produktem na żywo, zachęcam do zapisania się na forum i wzięcie udziału w teście - bo moim zdaniem warto. Sam zegarek jak pisałem - w tej wersji mi nie przypasował. Niestety, póki co - polskich zegarków z polskim mechanizmem długo nie zobaczymy. Za duże koszty aby otworzyć tego typu fabrykę. Cena produktu wtedy oscylowałaby pewnie w granicach czeskich Primów - czyli 4-5k PLN. Seiko to zawsze dobry i bezpieczny wybór - ja jednak zawsze popierałem wszelkie polskie inicjatywy jak Gerlach, Xicorr, Vratislavia, Błonie czy Chronos Art.
      pozdrawiam

      Usuń