
Ostatnio większość otrzymanych
przeze mnie do testów zegarków jest dość egzotyczna jak na nasz Polski rynek. Sami
przyznacie, że marki takie jak Lew&Huey, Cover czy też Westar nie należą do
tych brylujących na witrynach sklepowych. Ta sytuacja niespecjalnie jednak mnie
martwi, bo już od początku swojej zegarkowej przygody dość chętnie szukałem
produktów różnego rodzaju niszowych firm czy też microbrandów. Tym razem
również w moje ręce trafił zegarek kompletnie nie znanej mi marki, choć w przeciwieństwie
do testowanego ostatnio Cover’a czy Westar’a już w swojej nazwie zawiera słowo podkreślające
jej alpejski rodowód. Sprawdźmy więc, jak wygląda owa szwajcarskość w przypadku
firmy Kolber Geneve.

Zegarek do testów po raz kolejny
dostarczył mi sklep czasuprzestrzen.pl będącym równocześnie jej dystrybutorem
na Polskę. Jako ciekawostkę wspomnę, że jest on również dystrybutorem ostatnio
testowanego przeze mnie Westar’a. Właścicielem firmy Kolber ponownie zaś jest
grupa All-Futtaim, która to także w swoim portfolio posiada wspomnianą przed
chwilą markę. Zjawisko to w świecie zegarkowym jest dość popularne, bo wiele
małych firm należy do większych grup kapitałowych, a wystarczy wspomnieć tu chociażby
o takich potentatach jak Swatch czy Seiko, które zrzeszają dużo większą liczbę
bradów. Nie będę ukrywał, że połączenie kapitału pochodzącego z emiratów
arabskich z alpejskim rodowodem brzmi dość interesująco, zobaczymy więc co z
tego mariażu wyniknęło.

O samej marce w Internecie nie
można znaleźć za wiele, poza tym, że jest ona sprzedawana w ponad dwudziestu
krajach oraz równie często dostępna jest w sklepach strefy wolnocłowej. Nie
znalazłem w sieci również nic o jej szumnej historii czy też oszałamiających
osiągnięciach w dziedzinie zegarmistrzowskiej ale muszę przyznać, że jest to pozytywna
wiadomość. Nigdy nie lubiłem nadmuchanej papki marketingowej i cieszy mnie, że
producent nie stara się szumnie sobie jej dorobić, co nie jest tak oczywiste w
wielu innych przypadkach. Samo pudełeczko też niczym nadzwyczajnym dla mnie się
nie wyróżnia. Czarna skórzana szkatułka sprawia pozytywne wrażenie i nie
odbiega od tego do czego przywykliśmy kupując zegarek z tej półki cenowej. W
środku jak zawsze znajdziemy kartę gwarancyjną, instrukcje a przede wszystkich
bohatera recenzji.
Już na pierwszy rzut oka widać,
że jest to spory zegar. Dane techniczne również nie pozostawiają złudzeń, że nie
jest to zabawka dla małych chłopców. Wymiary 47mm średni, 13mm wysokości i 54mm
od ucha do ucha robią wrażenie. Z dotychczasowych zegarków z którymi miałem
przyjemność obcować niewiele dorównywało wymiarom testowanemu Kolber’owi.
Pomimo swoich rozmiarów nosi się go jednak całkiem przyjemnie a to za sprawą
niezłej bransolety. Wykonana została ona z pełnych ogniw, których to środkową
część powierzchni wykończono szczotkowaniem a zewnętrzne elementy wypolerowano
nadając jej odrobinę elegancji. Prezentuje się ona bardzo solidnie i świetnie
wpisując w klimat tego modelu a przede wszystkim gwarantuje nam komfort
noszenia w upalne dni z jakimi aktualnie mamy do czynienia. Niestety, ma ona
też swoje drobne wady. Po pierwsze
szkoda, że ogniwa nie są skręcane co stanowczo ułatwiłoby jej dopasowanie do
nadgarstka a po drugie z powodu wielkości koperty posiada ona dość nietypowy
rozmiar. Z 25mm szerokości pomiędzy uszami zwęża się ona do 22mm przy podwójnym
motylkowym zapięciu, co niestety nie wróży w przyszłości jej ewentualnej łatwej
wymiany i dość mocno ogranicza dostępność alternatywnych pasków.
Motyw połączenia szczotkowanych
powierzchni z polerowanymi wstawkami kontynuowany jest również w przypadku
samej koperty. Trzeba przyznać, że jej smukłe linie w połączeniu z dobrze
zachowanymi proporcjami nadają jej pewnej lekkości. Cieszy także, że producent
zastosował dość mocno wyprofilowane uszy, które to w połączeniu z płaskim
deklem stanowczo poszerzają grupę docelowych klientów mogących bezstresowo założyć
Kolber’a na rękę. Podobnie jak w ostatnio testowanym Westarz’e tak i tu na
lewym boku znalazł się ładny grawer z nazwą marki. O ile nie we wszystkich
zegarkach tego typu wstawka wygląda dobrze, to w przypadku testowanego modelu
prezentuje się to naprawdę nieźle. Całość uzupełniają masywne przyciski służące
do obsługi stopera oraz masywna sygnowana koronka umieszczona w
charakterystycznej osłonce. Ich spory rozmiar w naturalny sposób przekłada się również
na komfort ich użytkowania. Nie zapomniano tu także o zapewnieniu odpowiedniej
dla zegarka sportowego klasy wodoszczelności wynoszącej 10 atmosfer.
Tarczę możemy podziwiać przez
płaskie szafirowe szkło, które to zostało umieszczone w czarnym stałym
pierścieniu ze skalą minutową. Prezentuje się ona naprawdę atrakcyjnie a i do
jakość jej wykonania nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń. Obecność dużego okna
daty, trzech totalizatorów, dwóch
rodzajów giloszowań, oraz nakładanych indeksów powoduje, że dzieje się tu sporo.
Spoglądając jednak na nią nigdy nie odniosłem wrażenia przeładowania a
wszystkie te elementy do siebie pasują i składają się w spójną całość. Równie dobrze
dobrane zostały wskazówki. Spore ażurowane godzinowa i minutowa gwarantują nam
łatwy odczyt godziny, tak samo jak małe, subtelne wskazówki które znalazły się
na totalizatorach. Całość uzupełnia ciekawie prezentująca się centrala
wskazówka stopera z logiem w przeciwwadze oraz malutkim grotem. Nie zapomniano
również o umieszczeniu na nich masy świecącej, która to również znalazła się na
indeksach godzinowych. Świeci ona dość delikatną zieloną barwą ułatwiając odczyt
wskazań w ciemności, choć efekt ten nie jest specjalnie długotrwały.

Pod dość nieciekawym pełnym deklem skrywa się szwajcarska dusza naszego testowanego modelu, którą to jest Ronda 8040.B. Ta kwarcowa konstrukcja została wyposażona w stoper z dokładnością do 1/10 sekundy (przez pierwsze 30 minut pracy), który to umożliwiający nam pomiar czasu do 10 godzin. Zostało to zrealizowane w dość oryginalny sposób, gdyż przez pierwsze 30 minut prawy totalizator odpowiada za wskazanie dziesiątych sekundy a następnie za wskazanie pełnych godzin. Oczywiście, poza stoperem główną cechą tego mechanizmu jest duże okno białego datownika, które buduje klimat całego zegarka. Jako ciekawostkę należy dodać, że zainstalowana oryginalnie bateria powinna wystarczyć nam na okres 48 miesięcy, a jest to wynik bardzo dobry jak na kwarcową konstrukcję wyposażoną w chronograf. Dokładność jak zawsze w przypadku kwarców jest kwestią pomijalna. Warto zaznaczyć również to, że wskazówki dość dobrze trafiają w indeksy.

Prezentowany model został przez
producenta wyceniony na kwotę 3350 pln i muszę przyznać, że nie jest to mało.
Sytuację stanowczo poprawia jednak aktualna promocja wahająca się w przedziale
25% w sklepie internetowym do nawet 35% dla facebookowych fanów strony. Patrząc
przez pryzmat promocji zegarek nabiera zupełnie nowego kształtu a jego cena
pozwala mu spokojnie konkurować z innymi budżetowymi szwajcarskimi produktami.
W starciu tym ma on na pewno mocne argumenty w postaci świetne wykonanej
koperty, atrakcyjnej tarczy, dobrego mechanizmu z ciekawą komplikacją daty i
całkiem niezłej bransolety. Oczywiście, należy mieć też na uwadze fakt, że pułap
dwóch tysięcy umożliwiają nam już zakup naprawdę dobrego zegarka z mechanizmem
automatycznym a w przypadku japońskiej konkurencji wyposażonego w mechanizm z
radiową synchronizacją wskazań czy też napęd typu Eco driver czy Solar. Jeżeli
jednak szukacie ciekawego kwarca z szwajcarskim rodowodem Kolber nie będzie
złym wyborem. Większość dostępnych aktualnie modeli z ich oferty prezentuje
dość oryginalną i ciekawą stylistykę, a jeżeli tylko trzymają poziom jakościowy
testowanego modelu to są to zegarki na pewno warte zainteresowania.
Do testu zegarek dostarczył sklep: www.czasuprzestrzen.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz