Tisell TS Pilot (data zakupu:
04.2015)
Przez przeszło cztery lata obcowania
z zegarkami doszedłem do momentu pewnego przesytu swoim zegarkowym hobby. W
efekcie od listopada ubiegłego roku moja kolekcja nie powiększyła się o żaden
zegarek, a wręcz przeciwnie została ona mocno zredukowana. Ostatnio coraz mniej
nowych modeli wywierało na mnie jakiekolwiek większe wrażenie nie mówiąc o
egzemplarzach, które spowodowałyby szybsze bicie serca. Także posiadane zegarki
nie dawały już tyle radości. Wszystko to również negatywnie odbiło się to na
moim blogu, który został co nie co zaniedbany. Lekki odwyk od tykającego świata
i for zegarkowych spowodował, że nabrałem trochę dystansu, dzięki czemu radość
obcowania z zegarkami powróciła na nowo.
Przeglądając nowości z corocznych
targów w Bazylei natrafiłem w końcu na zegarek, który spowodował u mnie
nieposkromioną chęć jego natychmiastowego posiadania – uczucie, którego nie
czułem od zakupu mojego świętego Graala jakim był Pan Europ (no, może czasem i się
zdarzało takie uczucie jednak cena od razu studziła zapał). Niestety, jak to
zazwyczaj bywa jak na złość okazało się, ze w sprzedaży będzie dostępny on dopiero
na jesieni. Aby umilić sobie ten długi okres postanowiłem zakupić kilka innych czasoumilaczy,
które nie obciążą nadmiernie mojej kieszeni i będą łatwe w późniejszej
ewentualnej odsprzedaży, a przy okazji będę mógł się także z wami podzielić wrażeniami
z ich użytkowania ratując co nie co moje podupadłego bloga. Będący bohaterem
niniejszego wpisu Tisell jest właśnie zegarkiem spełniającym powyższe założenia
– czy jednak tak jest aby do końca? Czas się o tym przekonać…
Koreański Tisell to marka bazująca
na chińskiej myśli technicznej. Ich zegarki w głównej mierze wyposażone są w
sprawdzone mechanizmy produkcji seagull’a, które to połączono z własnym
designem tarcz. Poza swoimi projektami w ofercie można znaleźć również modele
będące jedynie brendowanymi oemowymi produktami chińskiego potentata jak
chociażby bratni model testowanej przeze mnie Rodiny. Warto zauważyć, że pomimo
nie za bogatej gamy samych modeli mamy tu niemal cały przekrój dostępnych
mechanizmów, a w ofercie koreańskiej marki znalazły się także modele wyposażone
w zaawansowaną kompilację wychwytu karuzelowego. Zegarki z logo Tisell’a można zakupić
poprzez stronę producenta oraz sporadycznie za pośrednictwem zatoki – ja właśnie
w ten oto sposób stałem się posiadaczem opisywanego egzemplarza.
Nie wiem czy to efekt długiego
braku obcowania z zegarkami czy zapach nowości ale koreański pilot wywarł na
mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie. Niestety, ten obraz szybko się rozmywa po
bliższych jego oględzinach, bo pomimo, że solidna stalowa szczotkowana koperta
o typowych dla tego typu zegarków rozmiarach wynoszących 44mm średnicy, 12mm
wysokości oraz 51,5mm od ucha do ucha wykonana jest całkiem nieźle, to nie
ustrzegła się ona drobnych wad. Typową bolączką dla innych tanich chińskich
produktów jest słabe wykończenie przestrzeni między uszami. Tisell w tym
miejscu wykonany jest odczuwalnie lepiej, jednak co z tego skoro jak na złość
akurat tutaj znalazła się niewielka skaza, a taka drobnostka potrafi czasem zepsuć
całość odbioru zegarka. Dobrze za to prezentuje się frezowana koronka w
prawidłowym kształcie diamentu, która umożliwia nam pewny chwyt i sprawne
nakręcanie sprężyny mechanizmu. Należy jednak zwrócić uwagę że osoby noszące
luźno zegarek mogą odczuwać pewien dyskomfort spowodowany jej rozmiarem i
wpijaniem się dłoń czy nadgarstek. Jeżeli jednak zegarek zapinamy dość ciasno
to na pewno docenimy dobre wyprofilowanie samej koperty i uszu, dzięki czemu na
ręku nie odczujemy jej słusznych rozmiarów.
Za wygodę noszenia zegarka
odpowiada również zamontowany pasek – a tutaj, no cóż – mówiąc kolokwialnie –
szału nie ma. Owszem, kolor nie jest zły, tak samo fakt zastosowania nitów
(chociaż te przybite zostały chyba przez osobę w mocno wskazującym stanie), czy
jego odpowiednia długość wraz z dostępnością sporej ilością dziurek. Niestety jego
jakość pozostawia już trochę do życzenia, gdyż nie odbiega on specjalnie na
plus od tego do czego przywykliśmy w innych tanich zegarkach z Państwa środka.
Przy ewentualnym zakupie koreańskiego pilota warto już wcześniej pomyśle o
zapewnieniu dla niego odpowiedniego zastępstwa. Za to samą klamerkę można w
przyszłości śmiało wykorzystać mając oczywiście na uwadze jej niewielki rozmiar
wynikający ze zwężającej się z 22mm do 18mm konstrukcji paska.
Pod lekko wypukłym mineralnym
szkłem na którym zabrakło warstwy antyrefleksyjnej skryta jest prosta, sterylna
czarna pilotowa tarcza – i to sterylna w dosłowny słowa znaczeniu bo na tarczy
nie odnajdziemy żadnych napisów czy loga producenta, a jedynie białe nadruki
indeksów minutowych i godzinowych wraz z charakterystycznym trójkątem na
godzinie dwunastej. Jedyne jej urozmaicenie stanowi ryflowany totalizator
odpowiedzialny za wskazanie sekundnika znajdujący się na godzinie dziewiątej.
Wszystkie nadruki zostały wykonane za pomocą nieźle świecącej w ciemności
zieloną barwą masy luminescencyjnej, która znalazła się również na wszystkich
trzech wskazówkach. Wspominając już o nich nie sposób pominąć niebieski kolor
ich obwolut,, który wprowadza lekkie ożywienie tego spójnego projektu. Ciężko także
mieć jakiekolwiek uwagi do samego ich kształtu i długości – tutaj również
należy się duży plus dla koreańskiego producenta. Nawet jeżeli są jakiekolwiek
niedoskonałości ich wykonania to pewnie będą one dopiero widoczne przy sporym
powiększeniu.
Zakręcany dekielek z wielkim
oknem umożliwia nam podgląd pracy zainstalowanego mechanizmu, a jest nim Anitas
czy też częściej spotykany pod nazwą asian unitas. Będąca kopią werku ety o
symbolu 6197 konstrukcja oparta została o siedemnaście kamieni i analogicznie
do pierwowzoru pracuj z częstotliwością 3hz, a przy pełnym naciągu sprężyny
gwarantuje nam blisko 50 godzinną rezerwę chodu. Wizualnie mechanizm także
prezentuje się całkiem ciekawie – barwione na niebiesko śrubki i zdobienia powinny
zadowolić większość estetów a i wydawany przez niego dźwięk jest całkiem miły
dla ucha. Sporym zaskoczeniem jest fakt, że producent podaje nam klasę
wodoszczelności dla całej konstrukcji na poziomie pięciu atmosfer, co nie jest
tak oczywiste dla tego typu zegarków, a tym bardziej w przypadku innej
chińskiej konkurencji.
Tisell to już moje kolejne
podejście do zegarka typu pilot i pewne nie ostatnie. W mojej kolekcji w tej
stylistyce do dnia dzisiejszego ostał się jedynie Steinhart nav-b chrono a i to
nie było przez moment tak oczywiste – w jego przypadku ratuje go jednak
specyficzna kolorystyka połączona ze mechanicznych chronografem. Duża
powtarzalność stylistyki klasycznych pilotów, a co za tym idzie również i
recenzowanego TS’a to zarówno ich największa wada i zaleta. Zegarki te są
wyjątkowo uniwersalne a swoim designem pasują prawie do każdej garderoby.
Niestety, ta ich niesamowita poprawność powoduje też, że potrafią się one
wyjątkowo szybko opatrzyć a w konsekwencji dość szybko znudzić. Kolejnym ich
problemem jest spora łatwość ich ewentualnego odkupienia i to niemal w dowolnym
przedziale cenowym, gdyż rzesza producentów którzy mają je w ofercie jest
całkiem spora.
Koreańskiego Pilota dostępny jest
w trzech wariantach tarcz, a ceny kształtują się na poziomie 115-120$ co czyni
z niego dość ciekawą propozycję. Opcjonalnie przy zakupie możemy również
pokusić się o dopłatę do szafirowego szła z warstwą AR, co wydaje się całkiem
sensowną możliwością. Gdyby nie minimalna skaza między uszami to Tisell TS
Pilot byłby według mnie bardzo dobrą opcją w swoim przedziale cenowym –
niestety, jak już wspomniałem na wstępie taka drobnostka może wpłynąć na
pozytywną ocenę całości projektu. Mam nadzieję, że jest to jednak odosobniony
przypadek i mimo wszystko warto koreańskiego pilot rozważyć w przypadku
szukaniu budżetowego pilota.
Warto dopłacić do szkła szfirowego ...
OdpowiedzUsuńJaki jest koń każdy widzi, ale Stowa daleko daleko :)
OdpowiedzUsuń