poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Steinhart NAV B-UHR II CHRONOGRAPH HERITAGE

Steinhart NAV B-UHR II CHRONOGRAPH HERITAGE 44 mm (data zakupu: 03.2012)


Po zakupie Rzymianki oszalałem na punkcie Steinhartów. Nie powinno więc dziwić, że jedynym słusznym wyborem przy poszukiwaniu kolejnego nabytku były zegarki tej manufaktury. Dłuższy okres bez zakupowy dał oddech domowemu budżetowi i pozwolił na odłożenie ciut większej kwoty. Dodatkowo czas ten mogłem poświęcić na studiowanie zdjęć różnej maści zegarków tego producenta. Przeczytane liczne testy, recenzje i opinie spowodowały, że ofertę Steinharta znałem niemal na pamięć. Nadchodzące kolejne urodziny, będące jednocześnie rocznicą moje nowej pasji mogły się zakończyć w jedyny słuszny sposób czyli kolejnym prezentem zegarkowym. Problem polegał na tym, że faworytów było kilku. 
 
Początkowo miał być Pilot - najzwyklejszy nav-b w 44mm stalowej kopercie wyposażony w Unitasa. Studiując jednak kolejne zdjęcia zauważyłem sesję Aviatona Vintage. Zegarek ten zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Już wcześniej podobał mi się ten model a w wersji z powłoką DLC oraz lumą w stylu old-radium zachwycił. Niestety, słuszny rozmiar oraz niemal kwadratowa koperta w połączeniu z moim 18cm nadgarstkiem nie wróżył nic dobrego. Dodatkowo, sercem jego była Eta 2824, a mechanizm ten napędza już 3 z moich zegarków. Ech, gdyby Steinhart miał w ofercie zwykłego Pilota w powłoce DLC i z taką lumą. Niestety, dostępna była albo wersja DLC w kopercie 47mm z białymi indeksami albo 44mm vintage w tytanie. Czy aby na pewno? 
 
Zaglądają do zakładki chronographen na niemieckiej stronie Steinharta znalazłem to czego szukałem - czyli Nav B chrono II DLC. Ten zegar spowodował, że długo nie mogłem dojść do siebie. Miał wszystko czego oczekiwałem od kolejnego zakupu, czyli kopertę z powłoką w sensownym rozmiarze, lumę old radium a dodatkowo wyposażony był w automatyczny chronograf. Niestety miał jedną zasadniczą wadę - cenę. Nad moimi zachwytami zlitowała się w końcu moja lepsza połówka i tak po 3 tygodniach oczekiwania zawitał do mnie wymarzony pilot. 
 
Opakowanie w którym dotarł Steinhart nie różni się niczym od tego, które otrzymałem wraz z rzymianką. Kartonowe pudełeczko skrywało zgrabne etui zabezpieczające mój nowy nabytek przed skutkami podróży, a w środku jak zawsze - poza dodatkowym gratisowym paskiem, książeczkami, gwarancją i przewieszką znajdował się on. 
 
Słusznych rozmiarów 44mm koperta posiada klasyczny “pilotowy” design. Została ona powleczona drobnoziarnistą matową powłoką DLC w kolorze czarnym. Wszystko wygląda bardzo precyzyjnie i nawet między uszami nie można dopatrzeć się niedoróbek. Jak przystało na Steinharta w miejscu tym znajduje się indywidualny numer kolejnego zegarka - w tym przypadku 1723. Co ciekawe, kolor koperty sprawia, ze na nadgarstku nie czuć jej wielkości a zegarek sprawia wrażenie mniejszego niż np.. rzymianka. W końcu nie od dzisiaj wiadomo, że czarny wyszczupla. Wąska luneta została przykryta grubym szkłem szafirowym z podwójną warstwą antyrefleksyjną. Jest to pierwszy zegarek, którego powłoka może równać się z tą zastosowaną w Kemmnerze Tonneau. Tarcza pasuje kolorem idealnie do koperty. Tu także możemy dostrzec lekko ziarnisty czarny kolor. Jak przystało na typowego pilota mamy tu połączenie arabskich indeksów godzinowych wraz z klasycznym trójkątem na godzinie dwunastej. Ponieważ mamy do czynienia z chronografem nie mogło zabraknąć 3 subtarcz w klasycznym dla tego mechanizmu układzie. Lewa subtarkcza pełni funkcję sekundnika, górna ze skalą 30 minutową wraz z dolną 12 godzinną służą wskazaniom chronografu. Dla zrównoważenia malej sekundy na godzinie 3 mamy podwójną datę, czyli połączenie dnia tygodnia z dniem miesiąca. Uzupełnieniem są oczywiście wskazówki w typowo lotniczym stylu. Niby nic nadzwyczajnego, jednak wszystkie indeksy zostały naniesione za pomocą żółtej warstwy luminescencyjnej w kolorze nazywanym przez producenta old radium, której nie zabrakło także na wszystkich wskazówkach. W połączeniu z czarną kopertą tworzy to niesamowity efekt i dodatkowo już po krótkim naświetleniu bardzo ładnie świeci w ciemnościach lekko zieloną barwą. Koronka w przeciwieństwie do innych pilotów steinharta o rozmiarze 44mm ma prawidłowy lotniczy kształt - czyli diamentu. W odpowiednim charakterze są także przyciski od chronografu. 
 
Od spodu nie mogło zabraknąć modnego ostatnio przeszklonego dekla skrywającego szwajcarski mechanizm Valjoux 7750. To on powoduje, że koperta ma niemal 16mm wysokości. Złoty rotor został przyozdobiony w wycięte logo steinaharta. Jego praca jest cicha ale wibracje są mocno wyczuwalne na nadgarstku. Dzięki zastosowanemu mechanizmowi o częstotliwości 28800 bph mamy tu ładnie płynącą sekundę oraz 12 godzinny chronograf. Posiada on także funkcje stop sekundy i dokręcania, które w przypadku tego modelu bardzo się przydaje. Po dłuższym nienoszeniu chcąc naciągnąć sprężynę samym automatem czeka nas długa praca. 
 
Całość została uzupełniona bardzo dobrej jakości beżowym grubym paskiem przeszytym białą nicią oraz wykończona boczkami w kolorze czarnym. Współgra on idealnie z kopertą i kolorem indeksów. Zwieńczony został on podwójnym zapięciem motylkowym z logo steinharta, które także zostało pokryte powłoką DLC. 
 
Co można powiedzieć po prawie 2 miesiącach użytkowania o Steinharcie? Za 3500 dostajemy świetnie wykonany produkt o mocno określonym charakterze, wyposażony w bardzo dobry mechanizm. Kwota na pewno nie jest mała, jednak na tle pozostałej szwajcarskiej konkurencji już tak mocno nie przeraża. Specyficzne kolory i spory rozmiar zegarka powodują, że jego praktyczność jest dość średnia. Na pewno nie jest to zegarek uniwersalny dla każdego, za to jeżeli ktoś lubi piloty to na produkcie Steinharta się nie zawiedzie. Tego typu zegarek kupuje się typowo sercem. Ma on cieszyć użytkownika i tak też jest w moim przypadku. Dla mnie rozpoczął on nowy etap w moim kolekcjonowaniu zegarków - chęć posiada większej ilości wyposażonych w mechaniczne chronografy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz