niedziela, 19 lutego 2017

G. Gerlach Kosmonauta PVD

 Gerlach Kosmonauta PVD (data testu 02.2017)
 
Ostatnio nie mam czasu na nic. Tym bardziej na zegarki. Mimo wszystko w ramach wytchnienia od codziennej gonitwy z przyjemnością wieczorem zaglądam na fora i grupy z nimi związane. W końcu nie tak łatwo jest zrezygnować z prawie sześcioletniej pasji z nimi związanej. Co prawda, energia z jaką rozwija się moja kolekcja a zarazem i niestety mój blog mocno przyhamowała co nie zmienia faktu, że czasem coś z wypatrzonych w sieci zdjęć nowych modeli jest w stanie mnie mocno zainspirować. Ba – nawet w tym roku udało mi się już dokonać jednego nowego zakupu i to dość niespodziewanego ale o tym mam nadzieję napisać innym razem. Ta historia po raz kolejny już dotyczy zegarka fundacji G. Gerlach, który szczęśliwie dotarł w moje ręce.
 
Sama firma ostatnimi czasy stała się na naszym rodzimym rynku dość kontrowersyjna i jest to niestety stanowczo smutny fakt. Szczególnie, że osobiście miałem przyjemność poznać założycieli marki G. Gerlach. W Internecie jak zawsze szukając wzmianki o producencie o wiele łatwiej doszukać jest się negatywnych aniżeli pozytywnych opinii a jak przystało na Polaków wojna zwolenników i przeciwników nie ma końca. W tym miejscu przychodzi mi na myśl stand up Alberta Gizy „na dwa”, który idealnie obrazuje to co się aktualnie w naszym pięknym kraju dzieje jak i odnosi się poniekąd do naszego sportu narodowego jakim jest „hejt”. Co ciekawe, sama marka zbiera stanowczo lepsze recenzje na świecie niż u nas a jak z nią jest naprawdę, chyba każdy z nas powinien przekonać się na własnej skórze. Zważywszy, że producent ten jako jedyny póki co udostępnia swoje produkty szerszej rzeszy zainteresowanych i nie wiąże się to z żadnymi kosztami. 

G. Gerlach można lubić jak i nienawidzić. Prawda jak zapewne zawsze w wielu krążących o marce opiniach prawda leży gdzieś po środku. Jednego jednak nie można jej odmówić – pasji i wizji z jaką wypuszczane są nowe modele. Każdy z nich posiada ukryty głębszy sens i historię z nim związaną. Nie inaczej jest również i z kosmonautą, którego już sama nazwa wskazuje gdzie szukać genezy jego powstania. Zegarek jest swego rodzaju hołdem złożonym przez producenta dla pierwszego elektronicznego zegarka polskiej produkcji jak i zarówno dla jedynego póki co polskiego zegarka w kosmosie. Dla znawców tematu już jeden rzut oka wystarcza aby odnaleźć w nim niemałą inspirację futurystycznym jak na swoje czasy modelem Warel. Tą piękną retro historię G. Gerlach stara opowiedzieć się nam na nowo i zaserwować w świeżym opakowaniu. Choć to co kiedyś było futurystyczną wizją kojarzoną niemal gadżetem wyjętym wprost z filmu Gwiezdne Wojny w dzisiejszej rzeczywistości jest jedynie nostalgicznym wspomnieniem dawnych lat, którego to co młodsi użytkownicy mogą nie do końca zrozumieć. Czy na rynku jest miejsce na tak nietypowy twór?

Tak też po raz kolejny już w moje ręce w ramach cyklicznych akcji producenta na forum czwarty wymiar trafił model G. Gerlach o nazwie własnej Kosmonauta. Sytuacja jest o tyle nietypowa, że jest to zegarek kwarcowy za którymi, o czym już stali czytelnicy mojego bloga wiedzą, specjalnie nie przepadam. Jedynym wyjątkiem od tej reguły jest posiadany przeze mnie w kolekcji Edox i to głównie ze względów sentymentalnych. Jak w tej dość niedogodnej sytuacji poradził sobie testowy model? Wbrew pozorom zaskakująco dobrze! 

Pierwsze wrażenie po rozpakowaniu zawiniątka w którym ukryty był kosmonauta nie wróżyły nic dobrego. Czarny elektronik na myśl przywodził mi zegarki mojego dzieciństwa i to raczej te, których fenomenu nigdy nie zrozumiałem. Pierwsza przymiarka niedziałającego zegarka także wywołała raczej falę uśmiechu aniżeli fascynacji. Jednak wystający lekko z koperty jedyny widoczny przycisk kusił wprost o naciśnięcie. Pstryk! I przez czerwono czarne szkło ukazała się aktualna godzina. O zgrozo – jakże pasująca do tego co wskazywały inne zegary w moim domu. Kilka sekund i diodowy obraz zanikł a moim oczom znowu ukazała się czarna martwa masa. Kolejny raz nie mogłem powstrzymać chęci od wduszenia przycisku. I znowu tarcza na chwilę ożyła po czym po kilku sekundach zamarła. Tak niepraktyczne a i tak intrygujące zarazem. W tym momencie wiedziałem już, że zapowiada się wyjątkowo nietypowy tydzień testów. 

Moje kolejne zaskoczenie wzbudził fakt, że ten czarny wynalazek okazał się zaskakująco wygodny. Choć jego atrybuty takie jak specyficzna, zwężana z 22 do 16 milimetrów bransoleta, niewielkie wymiary i specyficzny kształt 40 milimetrowej koperty nie nastrajał mnie do tego zbyt optymistycznie. Zastanawiałem się czy przy 18,5 cm nadgarstku nie będzie się on wyglądał na ręku zbyt groteskowo. Nic z tych rzeczy! Spójny projekt sprawia, że zegarek prezentuje się wyjątkowo interesująco. Spora za pewne zasługa w tym miejscu zastosowanej na całym zegarku czarnej powłoki PVD, która nadaję mu wyjątkowo charakteru, tworząc z niego bardziej ozdobny element garderoby niż praktyczny gadżet. Czy dostępna stalowa wersja prezentowałaby się równie atrakcyjnie ciężko mi ocenić. Jeżeli chodzi o jakość wykonania to także nie mam większy uwag. Koperta i bransoleta zostały wykonane z należytą starannością, chociaż dystans pomiędzy nimi przy pierwszym ogniwie mógłby być ciut mniejszy. Ciekawym akcentem jest dumnie wkomponowane wygrawerowane, spore logo producenta, które poza kopertą znalazło się również na zapięciu specyficznej bransolety.  

Szczerze, ciężko mi się do tego przyznać, ale nie spodziewałem się, że Kosmonauta aż tak przypadnie mi do gustu. Pstryk! I znowu moim oczom ukazała się przez szafirowe szkiełko w kolorze czerwonym aktualna godzina. Cyfrowe wskazanie zostało utrzymane w specyficznym retro klimacie i trzeba przyznać, że jest ono bardzo czytelne. Spoglądając jednak na wygaszone szkło połączone z czarną kopertą można spodziewać się więcej. Ten design młodsze pokolenie aż kusi do zadania pytania czy to aby nie smart watch? Jakie ma jeszcze funkcję, ile pamięci. Robi zdjęcia? Ma lasery? Może chociaż TV! Dla mnie w zegarku tym jest dokładnie to czego oczekiwałem. Godzina, data, dzień tygodnia i sekundnik a wszystko to widoczne po naciśnięciu odpowiednią ilość razy magicznego przycisku. Czego wszak chcieć więcej od designerskiej czarnej bransolety? Pstryk!

Wszystkie funkcje obsługuje mechanizm o kodowej nazwie producenta LED-001GG. To on jest odpowiedzialny za ten dość nietypowy sposób wskazań oraz wyświetlane funkcje. To także i on nie powala deklarowaną przez producenta dokładnością. Wszak czy jedna minuta na miesiąc dla kwarca ma być powodem do dumy? Nie sądzę. Jako ciekawostkę należy potraktować fakt, że elektronik Gerlachów może pochwalić się wodoszczelnością na poziomie WR100. Dla mnie jest to miłym zaskoczeniem. Nic złego nie można powiedzieć również o ciekawie grawerowanym deklu. Tą sztukę chłopaki opanowali już do perfekcji.

Zastanawiam się jak podsumować opłacalność zakupu Kosmonauty. Cena 1000 PLN za kwarcowy zegar mając w ofercie wiele innych ciekawych projektów wyposażonych w mechaniczne czy też automatyczne mechanizmy wydaje się spora. Z drugiej strony otrzymujemy w zamian coś całkowicie innego, coś co powoduje, że zegar ten wyjątkowo wyróżnia się z tłumu. Do tego dochodzi autorski mechanizm, sensowne parametry i szafirowe szkło. Cena więc wydaje mi się całkowicie adekwatna do tego co otrzymujemy w zamian. Zastanawiam się tylko ciągle czy na tyle aby znalazł się on i w mojej kolekcji – a to jest chyba dla niego najlepsza rekomendacja.   

Podsumowując już tą krótką ale jakże interesującą przygodę, kosmonauta ma wszystkie cechy zegarka, których nie lubię. Jest kwarcowy, ma dopasowaną bransoletę, którą ciężko wymienić na pasek i do tego jest w kolorze czarny za którym także ostatnio nie przepadam. Do tego zastosowany wyświetlacz jest niepraktyczny a mechanizm nie powala swoją dokładnością. Jakby tego wszystkiego było mało spasowanie bransolety i koperty w moim odczuciu także pozostawia co nieco do życzenia a powłoka PVD podczas codziennego użytkowania może się ścierać co na testowym egzemplarzu ma miejsce. Choć w tym przypadku to pewnie uszczerbek, który powstał od przypadkowego uderzenia. Same minusy a jednak… Zegarek ma dla mnie to coś. To coś co spowodowało, że przez cały okres testów nosiłem go z wielką z przyjemnością. Nie wiem czy to może jego futurystyczny retro look, czy też zaskakująca wygoda. Jedno wiem na pewno. To właśnie to coś spowodowało, że wszystkie przytoczone wcześniej minusy gdzieś zniknęły jak po magicznym naciśnięciu guziczka – pstryk!
 
 



5 komentarzy:

  1. Mnie zegarek naprawdę się spodobał, a recenzja jeszcze lepsza. Być może pomyślę nad zakupem właśnie takiego egzemplarza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny zegarek , przypadł mi do gustu i bardzo interesująca recenzja . Tez jestem miłośniczką zegarków , uwielbiam te klasyczne zegarki typu vintage, niedawno wypatrzyłam sobie takie cacuszko http://repliki-zegarki.com/zegarki-meskie/20-cartier-skeleton-ct001.htmli zastanawiam się nad kupnem :)A Wy co sądzicie o tym zegarku ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacja! Gratuluję wykonania :-) To idealnie trafia w mój gust.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny zegarek. A co myślicie o nowym trendzie i coraz częściej spotykanych takich zegarkach https://www.woodworld.pl/3-drewniane-zegarki? Mnie się podobają, ale nie wiem czy do wszystkiego będą pasować.

    OdpowiedzUsuń
  5. Od kilku dni wreszcie mam go! Mam też oryginalną i sprawną Unitrę Warel. Mam lat 50 i jako wczesny nastolatek marzyłem o nim. Czarny, wygodny i intrygujący. To wszystko...

    OdpowiedzUsuń