wtorek, 16 kwietnia 2013

Nautec No Limit? - pech...

Nautec No limit? - Niestety, tym razem Limit...

Miała to być pierwsza z recenzji z mojego nowego cyklu - zegarków zakupionych do testów. Nautec No Limit - bo tak się nazywa bohater szczęśliwie dotarł do mnie w dniu dzisiejszym. Sześć dni z Niemiec do Polski rekordem prędkości nie jest ale i tak wynik można uznać za całkiem niezły.

Po ciężkim dniu z pracy szczęśliwie zasiadłem ze świeżo przechwyconym pudełeczkiem. Powoli owładną mną dobrze mi znany dreszczyk emocji związany z nowym nabytkiem:


 W pogotowiu czekał już przygotowany aparat aby udokumentować co możemy znaleźć w środku...
Po otwarciu kartonowego pudełeczka ukazało mi się ładne pudełeczko z firmowym nadrukiem. W środku leżała także fakturka a po uchyleniu wieczka ukazał mi się taki obraz:
Wszystko na pierwszy rzut oka wygląda nieźle, instrukcja, karta gwarancyjny i sam zegarek... Wszystko, gdyby nie ten mały szczegół:

Niestety, zegarek nie posiada wałka i koronki w efekcie czego jest niezdatny do użytkowania... Próba kontaktu ze sprzedającym spowodowała, że zegarek wraca do Niemiec a szansa na drugi jest znikoma. Może jeszcze kiedyś dam szanse tej marce. Czasem tak też się kończą zakupy za granicą... Nie pozostaje mi nic innego niż czekać na kolejne czasomierze do testów. 




1 komentarz:

  1. Ten zegarek jest naprawdę fajny. Tym bardziej, że ja lubię takie oryginalne gadżety. Z tego powodu też jestem wielką fanką drewnianych zegarków, które można znaleźć tutaj https://www.woodworld.pl/3-drewniane-zegarki. Z jednej strony są bardzo klasyczne, ale też nowoczesne. No i mają to coś:)

    OdpowiedzUsuń