piątek, 7 lutego 2014

Seagull D813.581

Seagull D813.581 (data zakupu 02.2014)

Chyba w życiu każdego kolekcjonera przychodzi taki moment, kiedy zaczyna się on zastanawiać nad przeorganizowaniem swojego zbioru. Wraz z rozwojem kolekcji z czasem wzrasta także nasza świadomość oraz oczekiwania co do kolejnych zakupów. I tak właśnie jest ze mną. Dwadzieścia osiem jest to suma wszystkich przegródek w posiadanych przeze mnie pudełeczkach. Taka ilość daje mi spore możliwości doboru kompana niemal na każdy dzień i to niezależnie od pogody czy okazji. Niestety, taka ilość także powoduje, że niektóre z zegarków z czasem coraz rzadziej goszczą na moim nadgarstku, a zaznaczyć należy, że nie są to zegarki złe - zresztą być nimi nie mogą jeżeli przez przeszło dwa lata mojego zbieractwa się z nimi nie rozstałem. Z czasem po prostu coraz ciężej jest im sprostać nowej konkurencji.



Liczba dwadzieścia osiem oznacza jeszcze jedno - aktualną górną granice mojej kolekcji - i co najgorsze przez najbliższe dwa lata raczej się on nie zmieni. Chcąc mimo wszystko cieszyć się swoją zegarkową pasją i nie rujnując przy tym stanu swojego portfela postanowiłem ją lekko odświeżyć i przeorganizować. Wiązało się to jednak dla mnie z trudną dla mnie decyzją czyli wytypowania pierwszych kandydatów na sprzedaż. Po długiej analizie za i przeciw udało mi się w końcu wyznaczyć dwóch „leciwych” już kompanów - niemal idealne edc - czyli Auguste Reymond oraz kwarcowy chronograf - czyli Seiko SNDA09. Przyznać muszę, że oba zegarki długo mi służyły i w nigdy nie zawiodły. Nadszedł jednak już czas aby cieszyły one innych właścicieli i ustąpiły miejsca w pudełeczkach dla nowych nabytków.

Dzięki pierwszej sprzedaży mogłem w końcu  z czystym sumieniem zacząć przeglądanie zatoki, blogów i forów zegarkowych w poszukiwaniu nowego celu zakupowego. Na efekty długo czekać nie trzeba było - bo w już w dniu sprzedaży augusta w oko wpadł mi inny rasowy pilot czyli Sea-gull D813.581 (forumowy kolega Tomek jak zawsze okazał się tu mocno pomocny ;) ). Ponieważ w mojej kolekcji znajduje się już jeden zegar z logo mewki na tarczy, wiedziałem czego mogę się mniej więcej po jego jakości spodziewać. Krótka wymiana maili ze sklepem oraz otrzymane realne zdjęcia jedynie utwierdziły mnie, że to jest słuszny kierunek. Dobrze znane mi uczucie świerzbienia rąk w połączeniu z weekendowym nastrojem zakończyć się w jedyny słuszny sposób czyli obciążeniem rachunku karty kredytowej. Pozostało mi już jedynie czekać na kolejną dostawę.

Analizując moje dotychczasowe doświadczenia z chińskimi produktami muszę twierdzić, że mają one dwie zasadnicze wady - jedna to wtórny design, który to w ich mniemaniu jest hołdem dla oryginału, a druga - jeżeli jednak próbują już zaprojektować coś sami, to rzadko jest to strawne dla europejskiego klienta. Recenzowany zegarek jest jednak dobrym przykładem, że mimo wszystko można czasem natrafić na bardzo ciekawy i oryginalny chiński projekt. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, iż mowa jest o zegarku typu pilot jest to zjawisko tym bardziej zaskakujące, bo wydawać się może, że w tym aspekcie pokazano niemal już wszystko. Seagull udowodniła jedna, że czasem i w tak „tradycyjnym” projekcie jest miejsce na odrobinę świeżości.

Winna jest temu tarcza, która odgrywa główną rolę w odbiorze tego zegarka - zresztą to także ona też jest najbardziej charakterystycznym elementem dla zegarków typu pilot. Po otwarciu ładnego pudełeczka opatrzonego logiem Seagulla to na niej skupia się cała nasza uwaga. Jej czarny kolor widoczny przez płaskie szafirowe szkło stanowi idealny kontrast dla dużych nakładanych arabskich indeksów i jeżeli można powiedzieć kolokwialnie, że coś „tworzy ten zegar” to właśnie one. Ich przestrzenności ciężko jest nie dostrzec, a w połączeniu z vintydżowym beżowym kolorem gwarantują one niesamowitą czytelność tak charakterystyczną dla tego typu czasomierzy. Powyżej nich znalazła się nadrukowana czytelna skala wraz z typowym trójkątem na godzinie dwunastej. Smaczku dodaje także okienko daty umieszczone na godzinie trzeciej, które w przeciwieństwie do większości innych produktów nie jest w kolorze białym, a nawiązującym do całości projektu beżowym odcieniu. Ten niewielki zabieg bardzo pozytywnie wpływa na odbiór spójność projektu. Poza skalą na tarczy możemy dostrzec jeszcze nadrukowane logo sea-gulla oraz informację, że mamy do czynienia z chińskim zegarkiem militarnym. Drugim elementem poza indeksami, które odgrywają główną rolę w odbiorze zegarka są zastosowane wskazówki. Obie - tj. godzinowa i minutowa - są duże i czytelne, choć w moim odczuciu nie zaszkodziłoby im kilka milimetrów więcej. Na plus za to wybija się wskazówka sekundowa, która jest świetnym przykładem, jak malutkie akcenty w postaci czerwonego grotu czy przeciwwagi w kształcie gwiazdy mogą pozytywnie wpłynąć na jej odbiór. Sea-gull nie zapomniał o fakcie, że zegarek typu pilot powinien być także czytelny i w ciemnościach, w efekcie czego na wskazówkach i indeksach znalazła się spora warstwa nieźle świecącej masy luminescencyjnej.

Jeżeli mówimy już o zegarku typu pilot, to automatycznie widzimy także sporą kopertę, która to historycznie miała gwarantować łatwość odczytu. Nie inaczej jest w przypadku recenzowanego bohatera bo 44mm w połączeniu z niewielką lunetą to już słuszny rozmiar. Jednak podobnie jak to miało miejsce w przypadku recenzowanego ostatnio Orienta, także i chińskiemu producentowi udało się stworzyć spory zegar przyjazny dla niemal każdego nadgarstka. Osiągnięto to dzięki dobrze wyprofilowanej kopercie,  sensownemu rozmiarowi od ucha do ucha wynoszącemu 51mm oraz niewielka wysokość (ok..13mm) wraz z  połączeniem z czarną powłoką PVD. Samo wykonanie koperty jest na bardzo dobrym poziomie, chociaż nie wszystkim na pewno przypadnie do gustu widoczne pionowe szczotkowanie z boku koperty, które w moim odczuciu nadaje militarnego charakteru. Także boczny emblemat z chińskimi znakami może budzić mieszane uczucia. Ciężko za to będzie się przyczepić do sporej i wygodnej sygnowanej koronce schowanej w charakterystycznej osłonce.

Ascetyczny stalowy zakręcany dekiel pasuje do całości projektu, a laserowo grawerowany rysunek czołgu podkreśla militarne charakter zegarka. Warto tu także zwrócić uwagę, że przeciwnie do większości innych producentów, Seagull poza laserowanym grawerem ograniczył ilość informacji do niezbędnego minimum, bo na deklu możemy dostrzec jeszcze jedynie informację o modelu oraz klasie wodoodporności naszego zegarka. Skrywa on mechanizm własnej produkcji seagull’a o symbolu ST-2553. Znana mi już z innych moich zegarków konstrukcja pracuje z częstotliwością 21600 wahnięć na godzinę, posiada możliwość ręcznego dokręcania oraz stop sekundę. Na plus tego mechanizmu należy zaliczyć niezłą dokładność (aktualnie na poziomie +11 sekund) oraz sensowną rezerwę chodu  wynoszącą prawie 46 godzin. Co ciekawe, charakterystyczna wada tej konstrukcji, czyli głośna praca rotora w  recenzowanym modelu jest najmniej odczuwalna w stosunku do pozostałych moich zegarków wyposażonych w to chińskie serce (mowa o Sokole i Foce).

W 24mm milimetrowych uszach znalazł się dobrej jakości pasek typu canvas. W pierwszym odczuciu poprzez sporą jego grubość jest on dość sztywny i wymaga czasu aby się dopasować do nadgarstka, za to po kilku dniach noszenie na nim mewki staje się przyjemnością. Także jego kontrowersyjny kolor po kilku dniach przestał mi przeszkadzać a nawet powiem więcej, że jest on niemal stworzony dla tej mewki. Zwieńczenie jego stanowi sygnowana klamerka, która także została pokryta czarną powłoką PVD.
 
Czy militarna mewka sprostała niełatwemu zadaniu zastąpienia w mojej kolekcji Auguste Reymodna? Z czystym sumieniem stwierdzam, ze tak, a zdanie to łatwe na pewno nie było, bo szwajcarski produkt do tej pory  w swojej kategorii cenowej sensowej konkurencji po prostu nie miał . Jednak to nie ten zegarek stanowi prawdziwego konkurenta dla chińskiego produktu, bo spoglądając na moją kolekcję ciężko nie dostrzec innego pilota z kopertą w czarnej powłoce i podobnej stylistyce. Mowa tu o moim pierwszym automatycznym chronografie czyli Steinharcie Nav-b Heritage i pomijając mechanizm niech dla chińskiego produktu najlepszą rekomendacją będzie fakt, że nie pokusiłbym się o wskazanie zwycięzcy porównując ich jakość wykonania.

Jednak pomimo zbliżonego designu do Steinharta chiński produkt spełnia u mnie zupełnie inną rolę. Militarny charakter podkreślony przez pasek typu canvas powoduje, że gości on głównie na moim nadgarstku przy luźniejszym, nieformalnych ubiorze. Świetnie czuje się on w towarzystwie bojówek, polarów czy sportowych bluz i jest to po prostu jest idealny weekendowy kompan oraz świetna alternatywa dla zegarków typu diver  Jeżeli jednak pokusimy się o zmianę paska na stonowaną czerń automatycznie otrzymamy bardzo uniwersalnego kompana, którego nie strach założyć do sportowych koszul, a pomagać mu tu będą sensowne wymiary od ucha do ucha wraz z niewielką grubością koperty.

Podsumowując - za 235$ otrzymujemy dobrze wykonany zegarek z świetnie zaprojektowaną czytelną tarczą, kopertą w powłoce PVD, szafirowym szkłem, własnym mechanizmem i dobrej jakości paskiem. Do tego nie jest to produkt żadnej wirtualnej firemki, a model jednego z największych producentów zegarków na świecie czyli firmy z ponad 60 letnią tradycją, która jest gwarantem powtarzalności produktu.  Oczywiście, warto także wspomnieć o drobnych wadach, bo choćby wodoodporność na poziomie WR50 - pomimo, że lepsza niż w większości innych pilotów, nie pozwala na bezstresowy kontakt z wodą. Kolejnym aspektem jest zastosowane płaskie szafirowe szkło, które to niemiłosiernie szybko łapie wszelkie odciski i kurz. Szkoda także, że nie pokuszono się o zastosowanie na nim  jakiejkolwiek warstwy antyrefleksyjnej, która spowodowałby, że Seagull nie miałby żadnej konkurencji jeżeli chodzi o czytelność odczytu, a koszty pewnie przy takim zabiegu drastycznie by nie wzrosły. Także zastosowana kolorystyka recenzowanego modelu nie wszystkim przypadnie do gustu, bo połączenie trzech kolorów, militarnej zieleni paska, beżowego koloru indeksów i czarnej koperty powodują, że zegarek jest mocno zdefiniowany. Zastanawiać może też fakt zastosowania stalowego dekla przy kopercie z czarną powłoką, choć ciężko nazwać to wadą, bo podobny zabieg zastosowano już w innym moim zegarku z powłoką PVD - czyli Magrette. Pomimo tych drobnych szczegółów muszę uczciwie przyznać, że z zakupu jestem bardzo zadowolony i ciężko mi w zbliżonej kwocie znaleźć sensowną konkurencję dla chińskiego produktu. Mewka postawiła wyjątkowo wysoko poprzeczkę dla zegarków typu Pilot  i ciężko będzie mi dla niej znaleźć godnego rywala, który będzie w stanie zawalczyć o jej miejsce w moim pudełeczku.


 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz