Alpina 130 Heritage Pilot Chronograph AL860B4H5 (data zakupu 12.2015)
Dawno nie było już w mojej blogerskiej karierze tak
długiej przerwy związanej z opisywaniem własnych zegarków. Oczywiście sytuacja
ta z punktu widzenia rzetelności samego testu ma tylko i wyłącznie
dobre strony. Dłuższy okres użytkowania pozwolił mi bowiem na dużo lepsze
zapoznanie się z zaletami i wadami recenzowanego modelu, co w efekcie powinno
przełożyć się na bardziej profesjonalną i chłodną jego
ocenę. Nie bez znaczenia jest również fakt, że w mojej kolekcji od tego czasu
pojawiły się już kolejne dwa egzemplarze, przez co tekst ten nie jest pisany na
gorąco pod wpływem euforii związanej z nowym nabytkiem. Sprawdźmy więc, czy po
prawie czterech miesiącach od zakupu Alpina 130 Heritage Pilot nadal jest w
stanie mnie równie mocno cieszyć i zachwycać co zaraz po nim.

Na wstępie wypada się jednak przyznać, że obok tego
konkretnego modelu nieśmiało chodziłem już od dłuższego czasu. Niestety,
sugerowana cena detaliczna przekraczająca pułap dziesięciu tysięcy złotych dość
skutecznie studziła mój zakupowy zapał. Raz, że w tej kwocie model ten miał dla
mnie dość sporą konkurencję, a dwa, po prostu przed wydaniem tak sporej sumy na
zegarek zapala mi się zazwyczaj wewnętrzna, ostrzegawcza, czerwona lampka. Sytuacja
zmieniła się jednak diametralnie wraz z pojawieniem się Alpiny pierwszy raz na
forumowym bazarku. Brak wolnych środków nie pozwolił mi co prawda na jej
ówczesny zakup, ale kwota jaką chciał sprzedający spowodowała, że coraz
częściej zacząłem przeglądać się promocjom tego właśnie szwajcarskiego
producenta. Druga okazja nadarzyła się wraz ze świątecznymi wyprzedażami w
Stanach z okazji słynnego już czarnego piątku. Cena oscylująca w granicach
niespełna 1000$, jak za zegarek wyposażony w automatyczny mechanizm z funkcją
stopera, wydawała się wprost nierealna i niestety finalnie, przynajmniej w moim
przypadku taką się również okazała. Spontaniczny zakup zakończył się jedynie
blokadą karty kredytowej na niemal miesiąc, co w świątecznym okresie nie było zbyt
pocieszające. Kiedy już pogodziłem się z faktem, że zeszłoroczne święta
pierwszy raz spędzę bez nowego nabytku, przypadkowo natrafiłem na promocję
polskiego dystrybutora marki. Oczywiście cena daleko odbiegała od tej zza
oceanu, jednak tygodniowe negocjacje doprowadziły w końcu do
satysfakcjonującego obie strony finału. W ten oto magiczny sposób w mojej
kolekcji pojawiła się pierwsza i uprzedzając co nieco fakty nie ostatnia
Alpina. Ale o tym opowiem jednak dopiero w kolejnym wpisie.
Abstrahując już od tej dość przydługiej historii
zakupowej, równie sporym problemem okazał się sam wybór odpowiedniej dla mnie
wersji 130tki. Początkowo bowiem największe wrażenie zrobił na mnie wariant z
białą tarczą oraz charakterystycznymi, niebieskimi wskazówkami. W mojej
kolekcji nie brakuje jednak zegarków w podobnej konfiguracji kolorystycznej
przez co moje spojrzenia coraz częściej wędrowały ku egzemplarzom wyposażonym w
ciemną tarczę. Klasyczne połączenie srebrnej koperty z czarnym cyferblatem nie
powalało mnie jednak tak skutecznie, jak wspomniana wcześniej biała wersja.
Kluczem do sukcesu okazało się przypadkowo odszukane, wspólne zdjęcie reedycji
wraz z jej protoplastą i to obu w złotych kopertach. Od tego momentu wiedziałem
już, że jeżeli kiedykolwiek Heritage Pilot zagości w mojej kolekcji to na pewno
w tym właśnie wariancie kolorystycznym. Tak też się stało.
Przesyłka od polskiego dystrybutora firmy Janeba Time
dotarła do mnie błyskawicznie. W środku znalazłem typowe jak na szwajcarskiego
producenta opakowanie. Kartonowe, czarno-czerwone opakowanie
skrywało drewniane, ciemne, sygnowane pudełko,a w jego
środku znalazło się dokładnie wszystko co powinno, włączając w to
międzynarodową gwarancję czy instrukcję. Jak na rocznicowy model trzeba jednak
przyznać, że nie widać tu jakiegoś specjalnego wyróżnienia tego modelu.
Już od pierwszej przymiarki 130tki czuć na ręku jej
wyjątkowy retro klimat. Dzięki swoim uniwersalnym rozmiarom wynoszącym
odpowiednio 41,5 mm średnicy oraz 48 mm od ucha do ucha układa się on na ręku
wprost idealnie. Kluczem do sukcesu jak zawsze okazuje się tu odpowiedni profil
krótkich uszu oraz drobna, optyczna sztuczka polegająca na zastosowaniu mocno
wypukłego, klimatycznego, szafirowego szkiełka. To właśnie ono skutecznie
niweluje sporą bo aż 15 milimetrową wysokość samej koperty. Odpowiednie
zaoblenie wszelkich krawędzi, które dodatkowo zostało podkreślone poprzez
wykończenie ich powierzchni na lustro oraz zastosowanie minimalnego i równie
mocno zaokrąglonego pierścienia okalającego szkło spowodowało, że Alpina,
pomimo sporej wysokości wynikającej z zastosowanego mechanizmu, wyjątkowo
dobrze mieści się pod wszelkiej maści mankiety koszul. Jest to warte
odnotowania bo nie jest to cecha zbyt popularna wśród dzisiejszych zegarków z
tego typu komplikacją. Dzięki temu zegar zyskuje sporo na swojej
uniwersalności. Sporego uroku dodają kopercie również bardzo klimatyczne
przyciski służące do obsługi funkcji stopera oraz sygnowana, spora i przede
wszystkim wygodna koronka.
Reszta powierzchni koperty dla kontrastu została
ładnie zmatowiona poprzez poddanie jej procesowi szczotkowania. Bliższe
oględziny samej powłoki doprowadziły mnie jednak do znalezienia na niej
malutkiej skazy znajdującej się pomiędzy przyciskiem, a koronką co oczywiście
nie mogło umknąć mojej uwadze. Czy uszkodzenie to powstało podczas przymiarek u
dystrybutora czy nie zostało wyłapane przez producenta – tego się już nie
dowiem. Ponieważ jednak tą wersję kolorystyczną kupić jest aktualnie wyjątkowo
ciężko, a rabat do małych również nie należał stwierdziłem, że skaza nie
przeszkadza mi na tyle aby rozstać się z tak wyczekiwanym nabytkiem. Wiadomo
także, że to właśnie ta pierwsza ryska boli nas zazwyczaj najbardziej, a w tym
przypadku problem ten mam już za sobą. Pomijając więc bolączkę związaną ze
wspomnianą skazą, do wykonania koperty nie można mieć żadnych uwag.
Nim przejdziemy do dokładniejszego przyjrzenia się
samej tarczy należy wspomnieć jeszcze co nieco o oryginalnym pasku umieszczonym
w 22 mm uszkach, chociaż w przypadku tego konkretnego modelu wolałbym ten temat
dyskretnie pominąć. Jego jakość jest po prostu bardzo przeciętna, a zważywszy
na sugerowaną cenę detaliczną należy po prostu stwierdzić, że nie trzyma on
poziomu reszty zegarka. Oczywiście nie odbiega on od tego do czego przywykłem w
przypadku innych szwajcarskich producentów takich jak Certina czy Edox, jednak
spoglądając na niego przez pryzmat sugerowanej ceny można by było oczekiwać
ciut więcej. Struktura krokodyla w połączeniu z czarnym kolorem oczywiście
dobrze współgra ze złotą kolorystyką koperty, ale na pewno nie zaszkodziłby tu
milimetr czy dwa grubości więcej. Nie mam za to żadnych zastrzeżeń do pokrytej
złotą powłoką sygnowanej klamerki.
Tarcza 130tki to istna kwintesencja klimatu retro.
Delikatne nadruki, dwa dyskretne totalizatory i charakterystyczna skala
telemetryczna w połączeniu ze złotymi, nakładanymi, arabskimi indeksami tworzy
wprost niepowtarzalny klimat, obok którego nie da się przejść obojętnie.
Wszystko to zostało uzupełnione prostymi, pasującymi do całości projektu
złotymi wskazówkami, które wraz z logo i indeksami po prostu kochają mienić się
i odbijać promienie słoneczne. Zastosowane sferyczne szkło z wewnętrzną warstwą
antyrefleksyjną jedynie potęguje jeszcze wizualne odczucia. Na mnie tarcza robi
piorunujące wrażenie i jest idealnym przykładem jak da się ukryć w zegarku
sportową funkcję stopera tak, by nie była ona dominująca.
Przez okienko w szklanym deklu możemy podejrzeć serce
naszego pilota. To, co pierwsze rzuca się w oczy, to zastosowany, czarny, o
dość fikuśnym kształcie, nietypowy rotor. Sama konstrukcja o kodowej nazwie
producenta AL-860 bazuje na mechanizmie produkcji Selita SW500 i została
poddana przez inżynierów Alpina autorskiej modyfikacji polegającej na zmianie
układu totalizatorów z pionowego na poziomy. Poza tym parametry pozostały
tożsame z wersją bazową SW500, czyli balans pracuje tu nadal z częstotliwością
4 Herzów, a rezerwa chodu oscyluje w granicach 46 godzin. Konstrukcja umożliwia
nam także na ręczne dokręcanie sprężyny i posiada funkcję stop sekundy.
Model 130 Heritage Pilot miał swoją premierę w roku
2013 na targach w Bazylei i jak sama nazwa wskazuje został wydany z okazji 130
lecia istnienia firmy Alpina. Producent pokusił się tu o modny ostatnio trend
polegający na stworzeniu reedycji jednego ze swoich flagowych modeli sprzed
lat. Trzeba przyznać, że w tym przypadku wyszło mu to wyśmienicie. Dość
nietypowy design powoduje, że Alpinę Heritage Pilot ciężko pomylić jest
z innym modelem na rynku i nie posiada ona specjalnej sensownej konkurencji.
Na myśl przychodzi mi tu w sumie jedynie Tissot Heritage z roku
2009. Nostalgiczny retro klimat ma jednak swoją wymierną cenę, choć w zamian
także nie otrzymujemy wcale mało. Modyfikowany autorsko
mechanizm, który wiele firm nazwałoby od razu by manufakturowym (notabene taki
też w ofercie marki Alpina się znajduje), genialny design tarczy bazujący na
historycznym modelu, który dodatkowo urozmaicony został nakładanymi indeksami i
to świetne, sferyczne szafirowe szkło z warstwą antyrefleksyjną. Jedynie wspomniany
pasek pozostawia co nieco do życzenia.
W mojej kolekcji Heritage Piot pełni dość nietypową
funkcję zegarka na wskroś eleganckiego, który stanowi świetne uzupełnienie z
równie niezdefiniowanym Armandem Nicolet TM7. Oba zegarki, pomimo zastosowania
sportowej komplikacji, nie boją się bowiem wizytowych kreacji,a towarzystwo
mankietów koszul to po prostu ich żywioł. 130tka spowodowała jeszcze jedno. To
dzięki niej odkryłem tego niezbyt popularnego u nas w kraju szwajcarskiego
producenta, który niczym Steinhart przed laty idealnie wpasował się w moje
aktualne gusta i potrzeby. Długo szukałem tego typu marki, która ma mocno
wyczuwalną własną tożsamość, a przy tym pozostaje mimo wszystko dość niszowa.
Morał? W kolejnym wpisie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz