Sturmanskie Strela 3133/1361617 44mm (data zakupu 11.2015)
W ostatnim czasie nie mogę narzekać na brak atrakcji związanych z moim zegarkowym hobby. Z nieznanych mi przyczyn w pewnym momencie mój skromny blog zaczął żyć trochę własnym życiem, w konsekwencji czego przez moje ręce w bieżącym roku przewinęło się całkiem sporo ciekawy zegarków. Niestety, możliwość obcowania z testowymi modelami ma tą zasadniczą wadę, że po chwili trzeba je po prostu odesłać a w pudełku po nich pozostaje jedynie pustka. Nie będę ukrywał, że niektóre z nich chętnie bym widział w swojej kolekcji ale niestety jak zapewne wiecie w życiu nie można mieć wszystkiego. Tym bardziej, że na mojej liście życzeń są też takie modele, które na znajdują się tam niemal od początku mojej zegarkowej pasji.
Jednym z nich niewątpliwie jest
przytaczana wielokrotnie w moich wpisach Strela, czyli pierwszy rosyjski, kosmiczny
zegarek. Jego niepowtarzalny wygląd odbił we mnie tak mocno swe piętno, że w
sumie jedynie kwestią czasu był fakt jego zakupu. W tym miejscu pewnie co
bardziej spostrzegawczy czytelnicy mojego bloga zauważą, że jednak z jego
zakupem zwlekałem prawie pięć długi lat. Co było przyczyną? Tym razem kuriozalnie
okazuje się, że nadmiar dostępnych na rynku wersji, bo reedycję „strzały” można
zakupić od kilku producentów i to zarówno w różnych rozmiarach jak i wersjach
kolorystycznych.
To właśnie z powodów niewielkich
wymiarów z góry skreśliłem tą najbardziej zbliżoną do oryginału sprzed lat 38mm
wersję. Początkowo wyborem idealnym spoglądając przez pryzmat noszonych przeze
mnie zegarków wydawał mi się najświeższy wypust o średnicy 42mm, który jednak nie
występuje w poszukiwanej przeze mnie kolorystyce. Także chyba że nie do końca przekonuje
mnie profil zastosowanej w nim koperty. W ten oto właśnie sposób na placu boju
pozostała już jedynie wersja produkowana przez grupę Volmax. Ta zaś miała
kolejne dwie zasadnicze wady jakimi była cena i niewielka limitacja, która
skutecznie ogranicza szansę zakupu nowego egzemplarza wyposażonego w upatrzony
przeze mnie mechanizm 3133. Oba problemy udało się jednak dość łatwo
przezwyciężyć w banalny sposób. Wystarczyło bowiem poszukać zegarka z drugiej
ręki.
Po otrzymaniu paczuszki i
otworzeniu kartonika naszym oczom ukazuje się dość niecodzienny widok. Zamiast
standardowego opakowania w środku znajduje się nietypowy ekspozytor w kształcie
kapsuły w mocno wyrazistym pomarańczowym kolorze. Trzeba przyznać, że wygląda
to dość efektownie i osoby mające póki co skromniejsze zbiory mogą pokusić się
o ustawienie go w widocznym miejscu. Moje ręce szybko jednak uwolniły z jego
wnętrza „strzałkę” i od razu na moje usta cisnęło się na jedno pytanie –
dlaczego zwlekałem tak długo?
Kwintesencją strzały jest jej
niesamowita tacza. Oczywiście, dla mnie powinna być ona obowiązkowo w
specyficznym vintydżowo - beżowym kolorze. Za sprawą niezliczonej ilości
nadruków dzieje się na naprawdę sporo. Przy bliższych oględzinach można jednak dostrzec,
że cała ta mnogość kreseczek układa się w spójną całość i ma głębszy ukryty
sens. Za ich pomocą oraz wskazówki stopera możemy przykładowo skorzystać z
obecnej niebieskie skali tachymetrycznej czy też czerwonej telemetrycznej albo
po prostu za pomocą prawego totalizatora odczytać jego pomiar w zakresie do 30
minut. Całość tarczy wzbogacają jeszcze niewielkie okienko datownika oraz charakterystyczne
nakładane srebrne indeksy, które dobrze współgrają z zastosowanymi prostymi
wskazówkami. Jak przystało na zegarek zza północnej granicy nie mogło tu również
zabraknąć napisów wykonanych za pomocą cyrylicy. Wyczuwalny retro klimat
projektu dodatkowo potęguje jeszcze użyte mocno wypukłe szafirowe szkło. Taka
tarcza nie może się nie podobać.
Wszystko to zostało skryte w
sporej, bo aż 44 milimetrowej kopercie. Przyznać muszę, że zaczynając moją
zegarkową przygodę takie rozmiary mocno mnie przerażały. Z czasem, kiedy przez
moje ręce przeszło już kilka zegarków zdałem sobie sprawę, że ważniejsze od
średnicy są odpowiednia odległość od ucha do ucha oraz wyprofilowanie samej
kopert, a w opisywanym modelu oba te parametry są niemal idealne. Jeżeli dodamy
do tego niewielką wysokość wynoszącą 13mm, co w przypadku zegarka wyposażonego
w komplikację stopera nie jest tak oczywiste to mamy odpowiedź dlaczego Strela
na ręku wygląda i nosi się tak dobrze. Klasyczne wykończenie koperty w postaci
szczotkowanych boków i polerowanej lunety oraz górnej powierzchni uszu dobrze
pasuje do charakteru tego zegarka. Pozytywne wrażenie wzbudzają również zastosowane
podłużne przyciski służące do obsługi stopera jak i spora koronka. Jej rozmiar
ma duże znaczenie, gdyż jak zawsze kiedy mamy do czynienia z mechanizmem
wyposażonym manualny naciąg sprężyny, będziemy z niej korzystać dość często. Nawet
bardzo chcąc się do czegoś przyczepić, w przypadku wykonania kopert nie
specjalnie miałbym do czego.
Od spodu koperta zamknięta
została przez montowany za pomocą sześciu śrubek transparentny dekiel ukazujący
zastosowany mechanizm. Oparta o 23 kamienie łożyskująca konstrukcja na rynku
obecna jest od lat i wywodzi się jeszcze od szwajcarskiego mechanizmu Valjoux
7734. Lata bytności niestety da się odczuć chociażby po braku szybkiej zmiany
daty czy funkcji stop sekundy. Aby ustawić odpowiedni dzień na datowniku należy
naprzemiennie ustawiać godzinę 23 i 24. Mając w kolekcji kilka zegarków, może
zdarzyć się sytuacja, że będziemy mieli do przestawienia jej o kilkanaście dni –
a to może być trochę irytujące. Pozostałe parametry pracy nie odbiegają
specjalnie od rynkowej konkurencji, gdyż balans pracuje tutaj z częstotliwością
3 herców a rezerwa chodu lekko przekracza pułap 40 godzin.
Standardowy 22 milimetrowy pasek
także niczym specjalnym się nie wyróżnia. Dzięki widocznej fakturze krokodyla oraz
odpowiednio dobranemu kolorowi dobrze pasuje do całości koncepcji. W moim
przypadku poprzedni właściciel postanowił jednak zmienić go na pasek Hirsh’a.
Cóż, nie będę ukrywał, że stanowiło to miłą wartość dodaną, bo definitywnie
jest to produkt o klasę jak nie dwie wyższy, dzięki któremu strzałkę nosi się
jeszcze bardziej komfortowo.
Dość interesująca jest też geneza
marki Sturmanskie, która to wchodzi w skład rosyjskiej grupy Volmax. Powstała w
dwutysięcznym roku firma wykorzystuje potencjał tego, co pozostało po
zgliszczach znanej chyba wszystkim marki Poljot. Niestety, wraz z nowym
właścicielem nastawała też nowa jakość a za nią nowe ceny, które w przypadku
firmy Sturmanskie niebezpiecznie blisko zbliżyły się do szwajcarskiej
konkurencji. Czy jednak na pewno ich wzrost był niezasadny? Jakość opisywanego
modelu na pewno nie odbiega od tego co może w tej cenie zaoferować nam konkurencja
z alpejskim rodowodem. Jeżeli jeszcze dodamy do tego nietuzinkowy desing
połączony z ciekawą historią to mamy bardzo mocne argumenty przemawiające
właśnie za taką a nie inną polityką cenową.
W mojej kolekcji Strela obok
Armanda Nicolet spełnia funkcję zegarka typowo casualowego, który dzięki
niewielkiej wysokości koperty równie dobrze prezentuje się przy rękawach
swetrów jak i mankietach koszul, a tak spora uniwersalność nie jest cechą zbyt
popularną. Zresztą, w obu zegarkach sportowa funkcja jaką jest stoper nie
definiuje ich charakteru a jedynie stanowi ciekawe wizualne urozmaicenie. Także
pomimo 44 mm średnicy, świetny profil koperty oraz rozmiar od ucha do ucha
powodują, że zegarek na ręku wygląda na mniejszy niż jest w rzeczywistości,
dzięki czemu nosi się go bardzo wygodnie. Zakup strzały uzmysłowił mi jeszcze
jedno. Czasem nie warto szukać substytutów swoich marzeń bo prędzej czy później
i tak one powrócą. Sam próbowałem zastąpić bohaterkę wpisu MC Semyorką czy
Davisem 0857 i oba finalnie cieszą już innych właścicieli –a Sturmanskie Strela
w mojej kolekcji na pewno pozostanie na długie lata.
zawsze chciałem mieć ten zegarek, jest wyjątkowy.
OdpowiedzUsuń