
Ostatnio większość otrzymanych
przeze mnie do testów zegarków jest dość egzotyczna jak na nasz Polski rynek. Sami
przyznacie, że marki takie jak Lew&Huey, Cover czy też Westar nie należą do
tych brylujących na witrynach sklepowych. Ta sytuacja niespecjalnie jednak mnie
martwi, bo już od początku swojej zegarkowej przygody dość chętnie szukałem
produktów różnego rodzaju niszowych firm czy też microbrandów. Tym razem
również w moje ręce trafił zegarek kompletnie nie znanej mi marki, choć w przeciwieństwie
do testowanego ostatnio Cover’a czy Westar’a już w swojej nazwie zawiera słowo podkreślające
jej alpejski rodowód. Sprawdźmy więc, jak wygląda owa szwajcarskość w przypadku
firmy Kolber Geneve.