Xicorr Warszawa 200 (data testu 02.2016)
Z zegarkami Xicorr’a od zawsze
mam pewien problem. Nie wiedzieć czemu, ich produkty będąc jeszcze w fazie
projektowej, czy też na dostępnych, pierwszych wizualizacjach rzadko kiedy
wywołują we mnie jakiekolwiek większe emocje. Sytuacja ta dotyczyła zarówno modelu Circle, M20,
Garda czy też posiadanego przeze mnie F125 Akropolis. Póki co, jedyny wyjątek od reguły stanowi projekt Junak, którego to nietypowe
kształty i zastosowana kolorystyka wzbudziły moje większe zainteresowanie.
Wszystko zmieniło się jednak
diametralnie wraz z przeprowadzonym pierwszym testem modelu M20. Spędzony razem
okres przeszło dziesięciu dni spowodował, że nie dość, że mocno polubiłem tą markę to także dostrzegłem wiele smaczków testowanego zegarka,
których to na
dostępnych w sieci folderach nie widziałem. Sytuacja ta powtórzyła się i to ze zdwojoną siłą,
kiedy to w moje ręce trafił model Akropolis. Efektem ubocznym tego testu był
późniejszy jego zakup.
Tym razem za sprawą producenta
nadarzyła mi się okazja
przetestować jeszcze przed oficjalną premierą kolejny model z linii M20 o symbolu 200, który to kontynuuje
tradycję marki związaną z tworzeniem zegarków inspirowanych polską motoryzacją. Na tapetę została wzięta
Warszawa 200 z roku 1957. Jak to zazwyczaj w przypadku Xicorr’a bywa, także i w
tym projekcie zaszył on kilka charakterystycznych elementów historycznej Warszawy, takich jak
wyrazisty grill, strzała z maski samochodu oraz kształt cyfr niemal wyjęty z
prędkościomierza. Sam zegarek zaś, podobnie jak to ma miejsce w przypadku
samochodowego protoplasty, stanowi rozwinięcie poprzedniej wersji modelu M20, z
którym to także
współdzieli kopertę.
Będąc już przy niej warto co nie
co wspomnieć o jej jakości wykonania, bo ta stanowi mocny punkt obu projektów. Do jej produkcji
użyto oczywiście stali nierdzewnej 316L, co w tej klasie produktu stanowi
standard. Wszystkie powierzchnie poddane zostały procesowi szczotkowania,
dzięki czemu zegarek zyskał typowy, praktyczny i użytkowy charakter. Trzyczęściowa
konstrukcja koperty, ze swojego wyglądu mi osobiście przypomina walec. Okazuje
się jednak, że ten dość
prosty kształt w połączeniu z bardzo charakterystycznymi ,obłymi uszkami
sprawdza się wyjątkowo dobrze. Nie bez znaczenia są tu oczywiście uniwersalne
wymiary samej koperty wynoszące odpowiednio 42 mm średnicy, 12 mm wysokości
oraz niespełna 50 mm od ucha do ucha, które to również pozytywnie
wpływają na komfort użytkowania Xicorr’a. Dwusetka, analogicznie do swojego
starszego brata, bardzo dobrze przylega do nadgarstka i jej całodzienne
noszenie nie sprawiało mi najmniejszych problemów.
Od spodu kopertę wieńczy
zakręcany płaski dekielek, na którym możemy doszukać się pierwszego odwołania do swojego
motoryzacyjnego protoplasty. Na sporej powierzchni znalazł się bowiem ładny
grawer Warszawy 200. Dodatkowo producent umieścił tu też informację o
zastosowanym szafirowym szkle oraz klasie wodoszczelności wynoszącej WR100.
Niestety, aby ją zagwarantować pokusił się on o zastosowanie zakręcanej
koronki, która wymaga
od nas odrobiny precyzji związanej z jej użytkowaniem. Nie będę ukrywał, że w
przypadku zegarków
użytkowych nie jestem zwolennikiem tego rozwiązania. Tu także warto zwrócić uwagę na jej dość
nietypową lokalizację na godzinie 3:30, charakterystyczną dla polskiego
producenta, oraz kształt, który
mocno odbiega od tego znanego nam z modelu M20.
Kolejną nowością względem
starszego brata jest zastosowany mechanizm grupy Seiko o symbolu TMI NH35. Fakt
ten zapewne ucieszy wielu przeciwników chińskich
werków produkcji
Seagull’a, które to
dotychczas były odpowiedzialne za napęd poprzedniej wersji M20. Niestety,
japońska konstrukcja, w przeciwieństwie do swojego poprzednika, nie może się
poszczycić pracą balansu wynoszącą aż 28800 wahnięć na godzinę, a jedynie 21600, co w konsekwencji
bezpośrednio przekłada się na płynność ruchu wskazówki sekundowej. Poza tym oparty o 24
kamienie łożyskujące mechanizm posiada wszystkie inne niezbędne udogodnienia,
takie jak możliwość ręcznego dokręcania sprężyny czy też funkcję stop sekundy.
Przy pełnym naciągu sprężyny rezerwa chodu powinna oscylować w granicach 41
godzin. Będąc już przy mechanizmie warto jeszcze wspomnieć o niemal
niesłyszalnej pracy rotora, co w przypadku produktów Seagulla nie było cechą tak
oczywistą.
Paski we wszystkich Xicorr’ach to
nuda. Ich współpraca z polską firmą Pattini sprawia po prostu, że nawet chcąc
się do czegoś tym aspekcie doczepić nie specjalnie jest do czego. W testowanym
egzemplarzu, w 22 milimetrowych uszkach znalazła się dość długa, klasyczna,
czarna skóra
przeszyta białą nitką, która
dobrze wpisuje się w retro klimat dwusetki. Pomimo jej lekkiej początkowej
sztywności, nie ma najmniejszego problemu z prawidłowym dopasowaniem paska do
naszego nadgarstka, a jego ewentualny nadmiar skutecznie możemy ułożyć za
pomocą obecnych dwóch
szlufek. Zwieńczenie stanowi zaś szczotkowana klamerka, na której to oczywiście
znalazło się również logo producenta. W
zestawie otrzymujemy również
drugi, gumowy, sygnowany pasek, który może
stanowić dobrą, wakacyjną alternatywę dla skórzanej wersji, choć ta w moim
odczuciu dużo lepiej pasuje do charakteru dwusetki.
Tak jak już wspomniałem na
wstępie, tarcza testowanego Xicorr’a nie wywarła na mnie specjalnego wrażenia
do momentu, aż nie ujrzałem jej na żywo. Całe wrażenie lekkiej plastikowości
projektu widocznego na wizualizacjach znika wraz z pierwszym kontaktem.
Czytelność kanapkowych indeksów
oraz charakterystycznego, umieszczonego w centralnej części tarczy grilla
diametralnie różni się od
tego czego oczekiwałem – oczywiście na plus. Także pozytywny wpływ na wizualną stronę projektu ma
zastosowany, wewnętrzny pierścień ze
skalą minutową, który
dodaje sporej przestrzeni. Fakt ten nie jest bez znaczenia, bo znam kilka osób, które narzekały na płaskość tarczy w
modelu M20. W retro klimacie zostały również
wykonane proste, polerowane wskazówki, które
dobrze kontrastują z wyrazistą czernią tarczy ułatwiając odczyt wskazań.
Oczywiście nie mogło zabraknąć na nich masy luminescencyjnej w kolorze
analogicznym do tego, który
został użyty w kanapkowych indeksach, a efekt świecenia miło zaskakuje. Całość dopełnia czerwona, smukła wskazówka sekundowa z nawiązującą do
samochodowego protoplasty strzelistą przeciwwagą. Takich rozczarowań jak z tą
tarczą życzę sobie stanowczo częściej.
Nie wspominałem jeszcze, o pudełku Xicorr’a, które zawsze wywołuje u mnie szczery
uśmiech. Charakterystycznych, czarnych, blaszanych skrzyneczek nie da się po
prostu pomylić z żadnym innym producentem. W środku poza zegarkiem i
wspomnianym wcześniej gratisowym paskiem znaleźć możemy jeszcze przyrząd do
jego zmiany oraz kartę gwarancyjną. Całość sprawia bardzo pozytywne wrażenie i
w moim odczuciu idealnie nadaje się na ciekawy prezent z polskim akcentem. Za
taki zestaw przyjdzie nam zapłacić
niespełna 1400 PLN, co jest według mnie dość dobrze wyważoną kwotą. Nietuzinkowa stylistyka, japoński mechanizm,
szafirowe szkło i dwa paski w zestawie to mocne argumenty przemawiające za tym
produktem. Podobnie jak w przypadku ostatnio testowanego modelu G. Gelrach tu
także polskie korzenie i odwołanie do historycznego modelu Warszawy stanowią
wartość dodaną. Minusy? Pewnie jakieś są, chociaż mi, poza faktem zastosowania
zakręcanej koronki przy klasie wodoszczelności wynoszącej WR100, ciężko do
czegoś sensownego się przyczepić.
Podsumowując już moją przeszło
tygodniową przygodę z nowym modelem Xicorr’a, muszę stwierdzić, że Adam wie jak
robić zegarki ciekawe. Wszystkie ich produkty z jakimi miałem do tej pory
przyjemność obcować miały w sobie to coś, co powoduje, że nie da się przejść
obok nich obojętnie. Dwusetce cechy tej również nie zabrakło. Co ważne, dzięki rozsądnym wymiarom oraz
stonowanej kolorystyce okazała się ona również zegarkiem wyjątkowo uniwersalnym i co ważne, pozbawionym
nudy. A właśnie takich zegarków
przede wszystkim sobie i Wam życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz