Błonie Automatic (data testu 08.2015)
Zegarki Błonie to kawał pięknej
historii polskiego zegarmistrzostwa. Wiele osób ma do tych czasomierzy spory
sentyment, a w świecie hobbystów są one traktowane prawie jak religia. Wielu
pasjonatów na różnego rodzaju giełdach czy aukcjach nadal poszukuje egzemplarzy
w idealnym stanie z okresu rozkwitu przedsiębiorstwa przypadającego na lata sześćdziesiąte
ubiegłego stulecia. Niestety, jak wiele polskich marek z tego okresu tak i
Błonie nie przetrwały próby czasu. W roku 1969 w zakładach zakończona zostaje produkcja
zegarków mechanicznych a w konsekwencji dalszych działań w roku 2003 ogłoszona
zostaje upadłość przedsiębiorstwa. Po jedenastu latach od zakończenia
działalności firmy grupa pasjonatów postanowiła ponownie reaktywować markę
Błonie. Co z tego wyszło? O tym postaram napisać się poniżej.

Trzeba przyznać, że
marketingowego punktu widzenia wskrzeszenie marki Błonie było strzałem w
dziesiątkę. Nie można wymyśleć sobie lepszego startu dla młodej firmy w okresie
bumu na produkty made In Poland niż rozpoznawalna nazwa mocno zakorzeniona w
naszej historii. Niestety, nazwa ta niesie za sobą też pewnego rodzaju brzemię
związane z jej tradycją oraz przede wszystkim sporą grupą pasjonatów marki. Nie
ukrywajmy, że miłośnicy są wyjątkowo ciężkim przeciwnikiem. Potrafią oni bowiem
bezlitośnie wypunktować każde, nawet najmniejsze potknięcie czy niedopatrzenie i
prawie nigdy nie da się ich zadowolić na w stu procentach. Oczywiście, spora
rzesza fanów ma też swoje dobre strony. Wiele osób tylko z powodu sentymentu i
to nieraz nie pytając o cenę potrafi zakupić dany produkt o czym już niejednokrotnie
przekonały się już różne firmy z branży zegarmistrzowskiej. Wróćmy jednak do
marki Błonie o której w pewnym okresie medialnie zrobiło się bardzo głośno.
Chłopaki do sprzedaży swoich
produktów przygotowali się perfekcyjnie. Kampania reklamowa na facebook’u,
obecność w prasie, wywiady z właścicielami w największych polskich mediach
internetowych - to wszystko spowodowało, że wiele osób nie związanych z światem
zegarkowym zainteresowało się nowym, starym produktem. Nawet kilku moich
znajomych, którzy nigdy nie wykazywali większego zainteresowania zegarkami
zapytało mnie o tą właśnie markę. Niestety na forach reaktywacja firmy nie
została przyjęta zbyt ciepło. Co było dokładnie przysłowiową kością niezgody
postaram się wyjaśnić ciut później. Kiedy więc dostałem od producenta
propozycję aby przeprowadzić test ich pierwszego produktu, który to wywołał tak
wiele kontrowersji i zamieszania nie mogłem z niej nie skorzystać.
Po otrzymaniu paczuszki i zdjęciu
kartonowej osłonki moim oczom ukazało się podłużne, drewniane pudełeczko w
mocno czerwonym kolorze z delikatnym białym logo. Po uchyleniu wieczka w końcu
mogłem sam zobaczyć o co w świecie zegarkowym było tyle krzyku. Chwilowo jednak
powstrzymałem się przed zdjęciem folii i nieśmiertelnej zawieszki z numerem
limitacji z zegarka i zobaczyłem co jeszcze można znaleźć w otrzymanym
zestawie. Jak wcześniej wspominałem, producent potrafi zadbać o odpowiednią
otoczkę swojego produktu. Instrukcja obsługi wydrukowana w kilku językach na
kredowym papierze oraz gratisowy drugi pasek na pewno potęgują pozytywne pierwsze
wrażenie. Czas w końcu jednak skupić się na samym zegarku.
Tak jak się spodziewałem po dostępnych już w sieci zdjęciach Błonie
pomimo niewielkich rozmiarów na ręku wydają się dość spore. O ile 40mm średnicy
w przypadku zegarka z gatunku „smart casual” nikogo nie powinno dziwić to
rozmiar od ucha do ucha wynoszący jedynie 43mm jest sporym zaskoczeniem. Dodatkowo
niewielka wysokość wynosząca jedynie 12mm do szczytu lekko wypukłego szafirowego
szkła oraz praktyczny brak lunety także optycznie powiększają odbioru zegarka
na ręku. Te specyficzne i rzadko spotykane proporcje koperta zawdzięcza swojej
bardzo ciekawej trzyczęściowej konstrukcji. Środkowy element rozszerza się lekko
ku górze co umożliwiło projektantom na dość szybkie zagięcie krótkich uszu
zegarka. W efekcie tego zabiegu spoglądając na niego z góry nie mamy drażniącej wiele osób
przerwy pomiędzy paskiem a kopertą. Do samej jakości wykonania także nie
powinniśmy mieć żadnych zastrzeżeń. Wszystkie powierzchnie w procesie
szczotkowania zostały delikatnie zmatowione a wszelkie krawędzie ładnie
zaoblone. Całość projektu uzupełnia estetyczna wpisująca się w klimat sygnowana
koronka.
Okazuje się, że niewielki rozmiar
od ucha do ucha ma też swoje konsekwencje w przypadku paska. O ile na moje 18,5cm
w nadgarstku większość standardowej długości pasków pasuje niemal idealnie to ten
obecny w testowanych Błoniach zapinam na styk. Osoby z większym niż mój obwodem
będą musiały poszukać dla niego alternatywy bo po prostu nie będą mogły
skorzystać z obecnych w zestawie dwóch szlufek. Szkoda, bo dołączony do zestawu
20mm wentylowany pasek typu rally jest całkiem niezłej jakości i dobrze wpisuje
się do koncepcji zegarka typu smart casual. Dodatkowo został przeszyty on białą
nitką nawiązującą do koloru tarczy a od jego wewnętrznej strony jak i na
klamerce nie mogło zabraknąć loga marki. Osoby nie przepadające za „dziurawymi”
paskami, a wbrew pozorom takich nie brakuje na pewno ucieszy obecność w
zestawie drugiego czarnego klasycznego paska, który w zamierzeniu producenta ma
nadać Błoniom bardziej oficjalnego i eleganckiego charakteru. Mi osobiście
jednak to połączenie nie specjalnie przypadło do gustu bo efekt zamiast być
elegancki w moim odczuciu wydaj się być zbyt staroświecki a zegar zatraca
gdzieś swój cały pazur.
Czas w końcu skupić się na tarczy
naszego testowego egzemplarza. Już na pierwszy rzut oka widać tu inspirację
historycznym modelem marki Błonie jakim był Zodiak. Charakterystyczna
stylistyka przecinających się na przedłużeniu indeksów godzinowych linii tworzy
lekko nostalgiczny bauhausowy klimat. Cztery nakładane polerowane indeksy także
dobrze wpisują się w ten spójny projekt. Do tego dochodzi jeszcze lekko wypukła
powierzchnia samej tarczy, ładne czarne logo, informacja o zastosowaniu
automatycznego mechanizmu oraz proste czytelne wskazówki. Wszystko wydaje się
być spójne gdyby nie wspomniana na początku wpisu kość niezgody. Spoglądając na
tarczę ponownie można dostrzec pewien mankament wynikający z zastosowanej tu skali,
która na pierwszy rzut oka wydaje się być minutową. Projektant chcąc urozmaicić
nieco sterylną tarczę pokusił się o dodanie do historycznego projektu pomiędzy
indeksami godzinowymi dwóch dodatkowych kreseczek. Szkopuł polega na tym, że
większość środowiska zegarkowego w tej kwestii jest dość ortodoksyjna i tej nietypowej
nowej skali w żaden sposób nie jest w stanie zaakceptować. Całe fora aż
zadrżały przez słynne dwie kreseczki za dużo bądź za mało. To właśnie z tego
powodu marka nie została zbyt miło przyjęta przez pasjonatów marki oraz na
forach zegarkowych. Trzeba także uczciwie przyznać, że owa decyzja projektanta
wpłynęła niestety negatywnie na czytelność i precyzję wskazań samego
czasomierza choć wizualnie sama tarcza prezentuje się całkiem przyzwoicie.
Spoglądając przez szklany
zakręcany dekiel widać ducha postępu. Do tej pory nigdy za napęd żadnego
historycznego modelu nie odpowiadał mechanizm z naciągiem automatycznym. W
nowej odsłonie producent pokusił się o zamontowanie sprawdzonego japońskiego
mechanizmu jakim jest Miyota w wersji 8215. Ta dość prosta, łożyskowana na 21
kamieniach konstrukcja od citizena charakteryzuje się pracą balansu wynoszącą
21600 wahnięć na godzinę, rezerwą chodu przekraczającą 40 godzin oraz przede
wszystkim bezawaryjną pracą. Mamy tutaj również możliwość ręcznego dokręcenia
sprężyny a i koszty ewentualnego serwisu także nie powinny spędzać nam snu z
powiek. Niestety, należy wspomnieć
również, że w mechanizmie tym referencyjnie znajduje się koło datownika.
Ponieważ na tarczy nie zdecydowano się zastosować okienka daty to do ustawienia
godziny musimy koronkę odsunąć do drugiej pozycji. Jest to dla mnie dość irytująca
cecha na którą zawsze zwracam uwagę. Cieszy za to fakt, że producent pokusił
się o zastosowanie autorskiego charakterystycznego czerwonego wahnika. Takim
drobnym akcentom zawsze mówię zdecydowane tak!
Czas na odrobinę refleksji
wynikającej z mojej przygody z nowym wypustem reaktywowanej marki Błonie. To co
przede wszystkim mocno mnie zaskoczyło to niesamowita uniwersalność testowanego
zegarka. Pomimo dość eleganckiej tarczy pasował on niemal do wszystkiego. Równie
dobrze prezentował się on zarówno w towarzystwie t-shirta i krótkich spodenek
jak i wystając spod mankietu eleganckiej koszuli. Spora zapewne w tym zasługa
zastosowanego paska typu rally, który to skutecznie przełamywał formalną
atmosferę dodając przy tym sportowego ducha. Kolejnym zaskakującym aspektem
jest już wspomniana wcześniej czytelność samego zegarka. Okazuje się bowiem, że
nasz mózg jest niesamowitym tworem i pomimo zastosowanej tu dość specyficznej
skali ani razu nie miałem problemu z odczytem aktualnej godziny. Zresztą, sami
przyznacie, że rzadko kiedy macie potrzebę odczytać czas co do sekundy i w większości
przypadków wystarcza nam dokładność do plus minus kilku minut a z takim
odczytem na pewno nie będziecie mieli problemów. Na koniec nie wolno również zapominać,
że mamy tu do czynienia z zegarkiem mechanicznym, w którego to naturze już leży
pewna dobowa odchyłka wskazań.
Ze testowany zegarek przyjdzie
nam zapłacić 1670 zł i przyznać muszę, że nie jest to kwota mała. Po części na
pewno rekompensuje ją niewielka limitacja wynosząca 500 sztuk jak i całkiem
niezła otoczka oferowanego produktu. Niestety, takie marki jak Xicorr czy
G.Gerlach pokazują nam jednak, że podobnej klasy produkt da się zaoferować trochę
taniej. Oczywiście, oceniając ten zegar należy mieć również na uwadze fakt, że
jest to pierwszy komercyjny produkt reaktywowanej marki Błonie, a jak wiadomo
początki nigdy nie są łatwe. Pomimo kontrowersyjności testowanego modelu mój
kredyt zaufania udało się producentowi jednak zdobyć. Jeżeli kolejne zegarki z logo
Błonie będą trzymały podobny poziom wykonania i będą przy tym choć minimalnie
mniej dyskusyjne to może szykować się nam całkiem ciekawy, kolejny gracz na
polskim rynku zegarkowym.
Zegarek dostarczył do testów producent: www.zegarkiblonie.com
Po zapoznaniu się z ceną... jestem na NIE.
OdpowiedzUsuń