sobota, 25 października 2014

G. Gerlach - Żubr


G. Gerlach – Żubr (zegarek forumowy ChinaWatches 2013) - data zakupu: 10.2014
Stało się. Po prawie 19 miesiącach od pierwszych zalążków dyskusji o projekcie zegarka forumowego na rok 2013 historycznego już forum Chinawatches światło dzienne ujrzał w końcu finalny produkt o mocno polsko brzmiącej nazwie - Żubr. Przeszło półtora roku to sporo czasu i wiele się w tym okresie zdążyło wydarzyć (jak choćby już wspomniana zmiana nazwy forum Chinawatches na Czwarty-wymiar), warto więc zadać pytanie czy opłacało się czekać? Tym razem nie będę nikogo trzymał w niepewności i od razu odpowiem, że zdecydowanie tak! A dlaczego – o tym mam nadzieję przekonać was poniższym opisem.

To, że Żubr będzie projekt w stu procentach dla mnie wiedziałem już od momentu, w którym powstała koncepcja zastosowania mechanicznego chronografu. Wystarczy jedno spojrzenie na moją kolekcję aby domyślić się, że jest to właśnie moja ulubiona kompilacja zegarkowa. Stąd też w przypadku tego projektu od początku dość aktywnie uczestniczyłem we wszelakich dyskusjach mających na celu posunięcie realizacji do przodu, a wszelkie „innowacyjne” pomysły przyjmowałem z wielkim entuzjazmem. Kierunek w którym potoczył się ten projekt wprost idealnie wpisał się w moje oczekiwania, bo chronograf typu bullhead wraz z charakterystyczną czerwono-budyniową kolorystyką był czymś czego na pewno nie mogło zabraknąć i w mojej kolekcji.
Wykonawcą zegarka jak i poprzedniego „forumowca” CW jest fundacja G. Gerlach, której to założyciele są także aktywnymi użytkownikami tegoż forum. Z ich projektami miałem przyjemność obcować od niemal początki ich istnienia, W moim zbiorze nadal znajduje się ich pierwszy komercyjny produkt czyli Sokół, a także długo posiadałem FOKĘ (czyli poprzedniego forumowca). Oba zegarki dały mi obraz tego czego mogłem się także spodziewać i po tym projekcie – i tu nic bardziej mylnego! Długi okres oczekiwania przełożył się bezpośrednio także na jakość dzięki czemu w tym aspekcie Żubr zawiesił poprzeczkę na prawdę wysoko!
Po otrzymaniu w końcu przesyłki i rozpakowaniu paczki moim oczom ukazał się ciekawe drewniane pudełku z logo producenta oraz wygrawerowaną nazwą Żubr. W środku, w jednej z dwóch przegródek znalazły się również: woreczek podróżny, przyrząd do zmiany paska oraz gratisowy drugi szklany dekielek. Do zestawu dołączono także certyfikat, pełniący również funkcję instrukcji obsługi. Trzeba przyznać, że szkatułka naprawdę robi świetne wrażenie.
Chwytając w końcu w rękę wyczekiwanego forumowca na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech – a to jest dobry znak. Pierwszym zaskoczeniem po przymiarce były niewielkie rozmiary specyficznej dwuczęściowej koperty wynoszące 48mm od ucha do ucha, przy 40mm średnicy oraz 15mm wysokości, które to również bezpośrednio przełożyły się na jego niewielką wagę. Drugim zaskoczeniem – pomimo, że jest to chronograf o dość sporej wysokości to na nadgarstku w ogóle jej nie odczuwamy, a to dzięki świetnemu wyprofilowaniu samej koperty. Ciekawe wrażenie sprawia połączenie polerowanych boków koperty z dwoma rodzajami szczotkowań – promienistych w górnej i podłużnych w dolnej części koperty, które to nadają lekko wintydżowego charakteru.. Sygnowana koronka wraz z wygodnymi przyciskami chronografu znalazły się u góry zegarka, czyli w charakterystycznym dla Bullheadów miejscu. Nietypowy wygląd odbił się niestety na ergonomii i pomimo sporej wielkości koronki operowanie nią do łatwych i przyjemnych nie należy. Całość koperty wieńczy szafirowe szkło z mocną wewnętrzną powłoką antyrefleksyjną.
To co najbardziej mi się podoba w przypadku zegarków wyposażonych w chronograf to gwarancja, że na tarczy będzie się coś działo i oczywiście w przypadku Żubra nie mogło być inaczej. Pierwsze jednak na co zwraca się uwagę spoglądając na Żubra to zastosowana w nim niespotykana kolorystyka. Połączenie bordowego koloru tarczy i ringu wewnętrznego z budyniowym kolorem nadruków i subtarczek wygląda rewelacyjnie, a festiwal koloru uzupełniają nakładane srebrne indeksy godzinowe nad którymi znalazły się kropki z masy luminescencyjnej. Przy tarczy warto zatrzymać się na dłuższą chwilę przy samych totalizatorach – górnego od chronografu oraz dolnego od małej sekundy , które to zostały wykonane podobnie jak to ma miejsce w przypadku Hamiltona Pan Europ. Ich przestrzenny kształt kolokwialnie mówiąc robi kawał roboty. Zastosowane wskazówki pasają swoim charakterem do całości projektu, choć w moim odczuciu mała sekunda oraz wskazówka od minutnika stopera mogłyby być ciut krótsze. Godzinowa i minutowa zostały wykonane z przełamaniem oraz wypełnione masą luminescencyjną, która wraz z punktami nad indeksami pozwala na spokojny odczyt godziny po jeszcze kilku godzinach od naświetlenia, jednak na efekt świecenia jak w Seiko nie ma co liczyć.
Osobom, które czytały moje wcześniejsze recenzje zastosowany mechanizm powinien być dobrze znany, bo za napęd Żubra odpowiada mechaniczny chronograf Seagull o symbolu ST-1901. Wyposażona w koło kolumnowe, bazująca na 20 kamieniach łożyskujących konstrukcja pracuje z częstotliwością 3Hz czyli 21600 pół-wahnięć na godzinę, a przy pełnym naciągu sprężyny powinien on zagwarantować nam rezerwę chodu na poziomie 42 godzin (z włączonym modułem chronografu ok. 37 godzin). Niestety, nie posiada on funkcji stop sekundy co jednak w przypadku zegarków mechanicznych przy ich dokładności specjalnie mi nie przeszkadza. To co zawsze warto podkreślić to w przypadku mechanizmu ST-19 to jego ponadprzeciętną urodę, którą w przypadku Żubra podziwiać będziemy mogli zakładając załączony do zestawu drugi gratisowy dekielek. Osobiście jednak wolałem pozostawić Żubra w oryginalnej konfiguracji z pełnym deklem na którym poza rysunkiem żubra mamy również informacje o numerze limitacji i klasie wodoszczelności wynoszącej WR100.
Miłym zaskoczeniem okazuje się zamontowany w dwudziesto-dwu milimetrowych uszkach miękki, gładki, lekko zwężany, czarny pasek typu Rally. Charakterystyczne wycięte trzy dziury podkreślają sportowy charakter zastosowanego mechanizmu oraz gwarantują przy tym namiastkę komfortu w upalne dni. Całość wieńczy szczotkowana klamerka na której także znalazło się logo marki.
Paradoksalnie pomimo nietuzinkowych kolorów i ekstrawaganckiej stylistyki Żubr okazuje się zegarkiem wyjątkowo uniwersalnym. Dobre proporcje w połączeniu z sensownymi wymiarami pozwalają bezstresowo założyć go zarówno do wąskich mankietów casualowych koszul jak i do grubych zimowych swetrów, a zakładając odpowiedni sportowy pasek może on również stanowić wesoły dodatek do wakacyjnego ubioru. Zresztą, jest to wyjątkowo wdzięczny obiekt do „paskowania”, bo niczym kameleon, w zależności od zastosowanego ubrania dostosuje się do niemal każdej sytuacji. A to czego możemy być pewni to fakt, że niezależnie od aktualnego ubioru jego kontrowersyjne kolory i kształty zawsze zagwarantują nam spojrzenia osób postronnych.
Także cena projektu okazała się pozytywnym zaskoczeniem. Żubr a także jego komercyjny odpowiednik czyli Sokół 1000 są świetnymi przykładami na to, że da się kupić dobrze wykonane mechaniczne chrono w cenie poniżej dwóch tysięcy – a wierzcie mi, że w przypadku tanich mechanicznych chronografów wiem co mówię. Póki co polski produkt bezpośredniej konkurencji na rynku po prostu nie ma. Większość dostępnych zegarków, które także bazują na chińskim ST-19 wykonana jest wyczuwalnie gorzej (mowa o produktach Alphy, Ingersoll’a czy Lew&Hue) a te, które mogłyby konkurować jakością kosztują po prostu więcej (np Magrette). Także rosyjska konkurencja ma tutaj niewiele do zaoferowania. Ceny chronografów opartych o leciwe już 3133 dawno zrównały się z polskim produktem i niejednokrotnie zbliżając się one do szwajcarskiej konkurencji, przy tym nadal często zapominając o dobrodziejstwie szafirowego szkła. W tym aspekcie o szwajcarskiej konkurencji tym ciężej cokolwiek sensownego napisać, gdyż ceny najtańszych alpejskich chronografów bazujących na ecie C01.211 mocno przekraczają granicę 2k (pomijam tutaj plastikowego Swatch’a). Będąc już przy temacie kosztów warto wspomnieć też o różnicy w ceny pomiędzy Żubrem a komercyjnym projektem G.Gerlch czyli Sokole 1000. Jest to sytuacja o tyle nietypowa, że w przeciwieństwie do większość wersji limitowanych innych producentów, które kosztują więcej od komercyjnego produktu to w przypadku tego projektu po raz kolejny to wersja wykonana dla forum jest tańsza od ogólnodostępnego modelu (dzięki chłopaki za takie podejście).
Należy też zdać sobie sprawę, że Żubr jest zegarkiem robionym przez pasjonatów dla pasjonatów, stąd nic tu nie jest tak proste i oczywiste. Jego niemal każdy element był tematem długich dyskusji na forum, stąd i moja ocena tego projektu jest mocno subiektywna a i ciężko doszukać mi się sensownych wad. Starając się jednak zachować chłodny dystans i odnaleźć jego bolączki pierwsze co przychodzi mi na myśl to koronka. Jej umiejscowienie wynikające ze specyfiki projektu w połączeniu z zastosowanym mechanizmem powodują, że raz na dwa dni należy jej użyć – a wierzcie mi - jest to ciężkie zadanie. Pomóc ma specjalna silikonowa nakładka, która będzie dostarczana wraz z Żubrem i Sokołem 1000, jednak osoby niebędące miłośnikami na pewno mogą na to narzekać. Paradoksalnie to co może również przeszkadzać to mocno widoczna powłoka AR na szkle, której niebieska poświata dość mocno wpływa na odbiór koloru tarczy. Zastanawiam się, czy nie lepiej wyglądałaby ona przez szkło pozbawione warstwy antyrefleksyjnej aczkolwiek to jedynie luźne dywagacje. Także estetów drażnić mogą minimalnie przydługie wskazówki na subtarczkach ale jest to pewnego rodzaju kompromis wynikający z ich kształtu.
A jak Żubr wypada na tle pozostałych stoperów z mojej kolekcji? Okazuje się, że całkiem nieźle i na pewno nie ma się on czego wstydzić. Nietuzinkowy chronograf typu bullhead bez kompleksów może stawać w szranki z Hamiltonem Pan Europ czy Aramndem Nicolttte TM7 – czyli zegarkami kilkukrotnie droższymi. Jego niespotykana kolorystyka gwarantuje mi, że raczej szybko się nie znudzi i ciężko będzie znaleźć dla niego jakiekolwiek sensowne zastępstwo. W moim zbiorze stanowi on świetne uzupełnienie eleganckich chronografów, którym niestraszne i bardziej formalne sytuacje. Podsumowując – warto było czekać!
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz