niedziela, 26 marca 2017

Alpina Alpiner 4 Chronograph "Race for Water" Limited edition AL-860AD5AQ6

Alpina Alpiner 4 Chronograph "Race for Water" Limited edition AL-860AD5AQ6 (data zakupu 02.2016)


Każdy kto zna moje zamiłowanie do zegarków wyposażonych w funkcje stopera dobrze wie, że koło limitowanego modelu Alpiner 4 ”Race for Water” nie mogłem po prostu przejść obojętnie. Już jego pierwsze zdjęcia znalezione w sieci zaraz po prezentacji, która miała miejsce w roku 2014 na targach w Bazylei spowodowały, że długo nie mogłem oderwać od niego wzroku. Charakterystyczna koperta serii Alpiner 4 oraz układ totalizatorów zwany bi-compax na myśl od razu przywodzi mi mojego świętego Grala jaki jest Hamilton Pan Europ, a to właśnie do tego zegarka mam słabość jak do żadnego innego modelu z mojej kolekcji. Niestety, jak to zazwyczaj bywa w przypadku szwajcarskich producentów oraz edycji limitowanych sugerowana cena detaliczna przekraczająca pułap 10 000 PLN już na wstępie skutecznie odstraszyła mnie od jego ewentualnej próby zakupu. Wszystko jednak do czasu.

Ponieważ podczas świątecznego szału zakupowego udało mi się już nabyć moją pierwszą Alpinę zdałem sobie sprawę, że ceny jakie zegarki tej marki osiągają na wyprzedażach mieszczą się w akceptowalnym przeze mnie poziomie. W tym miejscu warto się na chwilę zatrzymać i podywagować na temat pieniędzy jakie jesteśmy wraz z rozwojem naszej pasji na nią przeznaczyć. Do dzisiaj pamiętam swoje początki, gdzie wydatek przekraczający kwotę dwóch tysięcy złotych na zbędny przecież gadżet jakim w dzisiejszym świecie jest zegarek wydawał mi się już niemałą fanaberią. Jeżeli dodać do tego, że mógł być on jeszcze wyposażony w dużo bardziej archaiczny ręcznie nakręcany mechanizm zamiast bezobsługowej baterii moje zdziwienie sięgało Zenitu. Wraz jednak ze zgłębianiem mojej wiedzy o sztuce zegarmistrzowskiej i powolnym wsiąkaniem w ten tykający piękny świat wszelkie istniejące granice uległy naturalnemu przesunięciu i to co dla mnie jeszcze pięć lat temu było wariactwem dzisiaj stało się niemal codziennością.

Prowodyrem do kolejnego zakupu paradoksalnie okazał się po raz kolejny Tissot PRS516, którego dostępność ponownie wystawiła moją cierpliwość na próbę. Brak realnego terminu dostępności wymarzonego modelu (choć potem okazało się, że czekać nań wcale nie trzeba było tak długo) połączona z głodem zakupowym oraz z wolnymi środkami przeznaczonymi na zakup Tissota zachęcił mnie do poszukania dla niego godnego zastępstwa. W ten oto sposób nieśmiało zacząłem przyglądać się konkurencji dla mojego ulubionego Hamiltona Pan Europ jakim niewątpliwe jest model „Race for Water” z serii Alpiner 4. Co ciekawe, pomimo, że limitacja tej wersji wynosi jedynie 400 sztuk, to po niemal dwóch latach od jej premiery ku mojej zaskoczeniu nie miałem większego problemu ze znalezieniem sklepów, w którym był on nadal dostępny. Zakupu zaryzykowałem ponownie za oceanem, gdzie marka ta jest dużo bardziej popularna niż u nas a i promocje cenowe niestety nadal znacząco odbiegają od tych do jakich przywykliśmy w naszym kraju. Tym razem cała procedura zakup odbyła się już bez najmniejszych problemów i po okresie niespełna tygodnia mogłem się już cieszyć widokiem swojej drugiej w kolekcji Alpiny.

W przeciwieństwie do modelu Heritage Pilot 130th już samo pudło Alpinera zdradza nam, że tym razem mamy do czynienia z edycją limitowaną. Producent nie ograniczył się jedynie do specjalnej nazwy bo spore drewniane pudełko nie pozostawia nam najmniejszych złudzeń, że jest to specjalna wersja z tej linii produktowej. Również umieszczony w środku sporej wielkości emblemat z nazwą fundacji „Race for Water” zdradza nam skąd pochodzi dodatkowy przydomek dumnie widniejący w nazwie modelu oraz także na co przeznaczona jest część zysków uzyskana z jego sprzedaży. Takim drobnym akcentom charytatywnym zawsze należy się nasza aprobata, pomimo iż dla producenta jest to jedynie niedrogi chwyt marketingowy. 

Pierwsze wrażenie po wyjęciu zegarka z pudła jest bardzo pozytywne. Niestety, już na wstępie przyjemność z obcowania z limitowaną Alpiną stara się nam zepsuć 22 milimetrowy czarny pasek wykonany z naturalnej skóry krokodyla. Jego spora sztywność wynikająca poniekąd również i z jego grubości mocno utrudnia odpowiednie dopasowanie go do ręki. Dopiero po dłuższym użytkowaniu mogę stwierdzić, że pasek poddał się na tyle, że jego noszenie stało się przyjemne i komfortowe. Wiadomo jednak, że ten element jak żaden inny można zawsze łatwo wymienić i oszczędzić sobie znikomej przyjemności związanej z jego ułożeniem. Choć trzeba tu również przyznać, że komponuje się on Alpiną wyjątkowo dobrze a jego wykonanie również nie pozostawia złudzeń, że producent na nim nie oszczędzał. 

W przeciwieństwie do paska o kopercie należy wypowiadać się tylko w superlatywach. Porównując ją do wspomnianego już wcześniej Hamiltona, Tissota czy też posiadanego przeze mnie Maurice Lacroix mogę definitywnie stwierdzić, że to właśnie ona układa się na ręku najlepiej. Poza swoimi niemałymi wszak wymiarami wynoszącymi odpowiednio 45mm średnicy, 15mm wysokości oraz 51mm od ucha do ucha zawdzięcza to przede wszystkim zastosowanemu bardzo atrakcyjnemu obrotowemu pierścieniu. Jego niewielka wysokość w połączeniu z czarnym kolorem dość skutecznie pomniejsza tarczę i tonuje rozmiar samego zegarka. Nie bez znaczenia jest tu również zastosowane na nim wyraźne moletowanie, które poza aspektem wizualnym spełnia również funkcje praktyczną. To właśnie dzięki niemu jego praca jest przyjemna i precyzyjna i nie ma najmniejszym problemów z ustawieniem go w jednym ze 120 pozycji.

To co początkowo może budzić nasze zainteresowanie to nietypowa, 360 stopniowa skala znajdująca się na aluminiowej wkładce pierścienia. Funkcjonalność tego rozwiązania jest oczywiście dość dyskusyjna ale wizualnie zgrywa się z całością projektu. Za to żadnych większych obiekcji nie powinna wzbudzać zastosowana spora sygnowana, zakręcana koronka, której praca jest równie przyjemna co wspomnianego obrotowego pierścienia. Analogicznie ma się również sprawa ze sporymi przyciskami służącymi do obsługi funkcji stopera. Pracują one z przyjemnym wyczuwalnym oporem.

Projekt wielopłaszczyznowe tarczy na pewno nadąża za zastosowaną kopertą. Jej niebiesko, srebrno-biała kolorystyka w połączeniu z charakterystycznymi poziomymi totalizatorami nie może się po prostu nie podobać. Równie atrakcyjnie prezentują się polerowane nakładane indeksy godzinowye i utrzymanych w tym samym stylu wskazówki. Zarówno na nich jak i na indeksach nie mogło zabraknąć wstawek z białej masy luminescencyjnej. Pomimo, że szwajcarom daleko jeszcze do efektu świecenia znanego z japońskich zegarków to jej spora ilość gwarantuje luminescencje na przyzwoitym poziomie. Jak przystało na zegarek z alpejskim rodowodem na tarczy nie mogło zabraknąć sporej ilości napisów, których obecność jednak nie razi. Miły akcent stanowi wkomponowane logo w przeciwwagę niebieskiej wskazówki stopera.  

Skryty pod ładnie zdobionym Alpejskim motywem pełnym deklem mechanizm jest tożsamy z zastosowanym w drugiej Alpinie z mojej kolekcji. Konstrukcja o kodowej nazwie producenta AL-860 czyli inaczej po prostu też SW500 firmy Sellita ze zmodyfikowanym układem wskazań jest ciekawą alternatywą dla lubianej serii Valjoux od Eta.  Parametry obu mechanizmów są mocno zbliżone – oba pracują z częstotliwością 28800 wahnięć na godzinę, bazowo posiadają datę oraz możliwość ręcznego dokręcania sprężyny. W przypadku opisywanego modelu naturalnie z funkcji daty nie skorzystano a różnica między konstrukcjami sprowadza się do rezerwy chodu wynoszącej w opisywanym modelu niespełna 46 godzin.   


Podsumowując już powoli ten wpis należy podkreślić, że limitowany model z serii Alpiner w codziennym użytkowaniu okazuje się być zegarkiem wyjątkowo uniwersalny. Świetne proporcje, ciekawa, niezobowiązująca ale zarazem i nie nudna kolorystyka tworzą z niego niemal idealnego codziennego kompana. Sprawdzi się on zarówno jako zegarek do pracy gdzie niestraszny mu mankiet koszul jak i na weekendowy wypad gdzie funkcja stopera dodaje sportowego wyglądu. Do stuprocentowego rasowego EDC brakuje mu jedynie bransolety w miejsce czarnego paska, a WR na poziomie 100 już zachęca do takiego zestawienia. Warto tu wspomnieć, że tę jako opcje producent ma w swojej ofercie. Jeżeli dodamy do tego jeszcze szafirowe szkło i ponadprzeciętną jakość wykonania połączoną z wyprzedażową ceną zza oceanu to muszę stwierdzić, że definitywnie był to jeden z moich najlepszych zakupów w ostatnim czasie! Pomimo, że firma ta jest dość młodą marką jak na szwajcarskie standardy, na pewno warto bliżej zainteresować się jej produktami. 



2 komentarze:

  1. Wygląda świetnie! Podobny zegarek kupiłam chłopakowi. męskie zegarki casio to było jego marzenie, więc nie mogłam kupić innego.
    Jak mu go dałam to aż skakał z radości :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny zegarek w bardzo dobrej cenie porównując jakość do tego ile musimy za niego zapłacić. Polecam

    OdpowiedzUsuń