Xicorr Syrena Sport (data testu 05.2016)
Po przeszło dwóch latach od pojawienia się pierwszych wzmianek w sieci, model Syrena Sport, który kontynuuje serie zegarków inspirowanych ikonami polskiej motoryzacji, w końcu ujrzał światło dzienne. Nie będę ukrywał, że jest to również jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku, z którą wraz z upływem czasu wiązałem coraz większe obawy i nadzieje. Ilekroć spoglądałem na nowe, dostępne wizualizacje czy też zdjęcia prototypów, zastanawiałem się, czy projekt ten spełni moje oczekiwania, czy też może ten szmat czasu spowoduje, że nie będzie mnie w stanie niczym nowym zaskoczyć. Dzięki uprzejmości samego producenta po raz kolejny miałem okazję się o tym przekonać na własnej skórze.
Po pierwsze już na wstępie należy zaznaczyć, że Adam tworząc Syrenę Sport wskoczył na bardzo głębokie wody. Aktualnie jest to najdroższy z dostępnych na rynku zegarków młodych, polskich marek, na którym dumnie widnieje napis made in Poland. Kwota prawie czterech tysięcy złotych na większości na pewno robi spore wrażenie i powoduje, że wielu potencjalnych klientów zastanowi się pewnie dwa razy nim zdecyduje się na jego ewentualny zakup. Pytanie więc nasuwa się samo. Czy projekt ten jest na tyle dobry, by sprostać swojej cenowej konkurencji w postaci najtańszych na rynku, szwajcarskich mechanicznych chronografów oraz czy jest w stanie zaproponować coś więcej niż inne produkty, które również czerpią z dobrodziejstwa nowego mechanizmu NE88. Przede wszystkim jednak należy zastanowić się, czy cena ta ma uzasadnienie spoglądając przez pryzmat innego modelu z portfolio tego producenta jakim jest model F125 Akropolis. Sprawdźmy więc jak prezentuje się na żywo flagowy model z logo marki Xicorr.
Po otrzymaniu i rozpakowaniu paczuszki już samo pudło robi niezłe wrażenie. Zawsze miałem słabość do specyficznych opakowań w jakich otrzymywałem produkty Xicorra. Syrena jednak na tle dotychczas testowanych przeze mnie zegarków mocno się wyróżnia. Drewnianemu opakowaniu, w jakim ją otrzymujemy, stanowczo bliżej jest bowiem do szwajcarskich produktów niż blaszanych pudełeczek, do których przyzwyczaił nas dotychczas producent. Z drugiej strony jest to miły ukłon w stronę osób, które rozstają się z niemałą kwotą i w zamian oczekują choć namiastki luksusu. Zawartość skrzynki także miło rozpieszcza. Poza samym zegarkiem w pudełku nie zabrakło dodatkowego paska, przyrządu do jego zmiany, przywieszek, instrukcji obsługi, czy tez karty gwarancyjnej. Zostawmy jednak pudełko i skupmy się na głównej jego zawartości.
Często w recenzjach wspominam, że koperta danego zegarka wykonana jest na dobrym czy też wysokim poziomie. W przypadku Syreny Sport, poza jakością, jest ona przede wszystkim zrobiona z niespotykaną finezją i polotem. To ona, równie mocno co tarcza, stanowi o sile tego projektu. Niestety, smukły, podłużny kształt, pomimo że na oko tego specjalnie nie widać, ma swoje wymierne, niemałe rozmiary. 45 mm średnicy, prawie 54 mm od ucha do ucha i niespełna 15 mm wysokości, na pewno nie pozwalają zaliczyć tego modelu do zegarków małych. Dodatkowo profil koperty jak i uszu w projekcie tym został potraktowany co nieco po macoszemu, przez co Syrenę Sport nosi się dobrze jedynie wówczas, gdy dysponujemy odpowiedniej wielkości nadgarstkiem.
Jakość wykonania nie pozostawia żadnych złudzeń, że na tym projekcie producent na pewno nie oszczędzał. Wszystkie powierzchnie zostały obrobione perfekcyjnie i tyczy to się zarówno jej polerowanych jak i satynowanych elementów. Bardzo interesująco wykonane zostały również przyciski służące do obsługi funkcji stopera. Typowa, grzybkowa konstrukcja dobrze wpisuje się w kształt koperty. Także spora, zakręcana, sygnowana koronka, której pracę można zaliczyć do tych wzorcowych, prezentuje się dość okazale i co najważniejsze, pomimo swojego rozmiaru, nie ma tendencji do wpijania się w rękę. Nie będę ukrywał, że spoglądając na pierwsze zdjęcia i wizualizacje budziło to pewne moje obawy.
Tarcza od pierwszych już wizualizacji niezmiennie mnie zachwycała. Niestety, wraz z rozwojem mojej skromnej kolekcji, z czasem pojawiło się w niej kilka zegarków z białą tarczą oraz dodatkowymi totalizatorami. Kiedy producent dodatkowo postanowił zastosować kolor czerwony w miejsce żółtych akcentów, sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, gdyż tego typu połączeń na rynku nam nie brakuje. Pomimo tej drobnej, aczkolwiek dla mnie istotnej zmiany, tarcza prezentuje się rewelacyjnie! Sporą zasługę w tym mają specyficzne, lekko przestrzenne totalizatory, których czarna kolorystyka, podobnie jak i wewnętrznego ringu z dość specyficznie wyskalowaną skalą tachymetryczną, świetnie kontrastuje z bielą giloszowanej tarczy. Kiedy spoglądamy przez płaskie, szafirowe szkło, ciężko jest nie zwrócić również uwagi na piękne, nakładane, arabskie indeksy godzinowe i genialne wprost, ażurowane wskazówki, na których również udało się zmieścić kropki masy luminescencyjnej. Takim pomysłom mówię stanowcze tak!
Zastosowany oryginalnie w zestawie pasek typu rally, z typowymi, okrągłymi dziurami, zawsze dobrze współgra z wszelkiej maści sportowymi zegarkami wyposażonymi w funkcję stopera. Jeżeli dodamy do tego, że jego producentem jak zawsze jest firma Pattini, to nie powinniśmy mieć już żadnych obaw o jego jakość wykonania, a przede wszystkim komfort użytkowania. 22 milimetry czarnej skóry przeszytej czerwoną nitką idealnie wpisuje się w projekt stanowiąc niemal jedyne, słuszne połączenie. Dodatkowo w zestawie mamy dostępną jeszcze gumową alternatywę, co jednak w przypadku tego konkretnego modelu z góry wydaje mi się pewnym nieporozumieniem, bo Syrena Sport, przynajmniej dla mnie, w żaden sposób nie pasuje do tej koncepcji. Zawsze jednak lepiej mieć wybór niż nie.
Jedną z największych ciekawostek Syreny Sport jest jej serce. Wraz z ewolucją projektu nastąpiła również zmiana koncepcji mechanizmu. Początkowy pomysł szwajcarskiego Valjoux w wersji 7753 został porzucony na rzecz nowego mechanizmu japońskiej firmy, córki Seiko. NE88, bo o nim mowa, to nowa konstrukcja, która dopiero powoli wkrada się na rynek trafiając idealnie w lukę mechanicznych chronografów pomiędzy wspomniane wcześniej Valjoux i chińskie st-19. Parametry jej pracy są również bardzo obiecujące. Częstotliwość wynosi odpowiednio 28800 wahnięć na godzinę, rezerwa chodu oscyluje w granicach 45 godzin, a wszystko oparte jest o aż 34 kamienie łożyskujące. Dla zwykłego zjadacza chleba najważniejszy jest fakt, że sekunda płynie tu równie przyjemnie jak w szwajcarskich odpowiednikach, a wachnik, w przeciwieństwie do alpejskiej konkurencji, pracuje tu cicho i bez niechcianych wibracji. Niestety, trwałość pracy tej jednostki zweryfikować może dopiero czas, jednak mając na uwadze, że jest to konstrukcja Seiko, jakoś niespecjalnie wzbudza to moje obawy.
Syrena dotarła do mnie w dość specyficznym dla mnie czasie, przez co na testy zegarka miałem prawie miesiąc (dzięki Adam za wyrozumiałość i taką możliwość). Uwierzcie mi, że jest to stanowczo wystarczający okres, aby wyrobić sobie zdanie i dostrzec niemal wszystkie jego wady i zalety. Dodatkowo model ten miał wyjątkowo trudne zadanie, bo moje oczekiwania wobec niego były przeogromne. Zresztą, czytelnikom mojego bloga nie od dziś znana jest moja słabość do zegarków wyposażonych we wszelakie mechanizmy z funkcją stopera, czego najlepszym dowodem jest posiada przeze mnie ich ilość. Jakby tego było mało, w kolekcji znajduje się również wspomniany już na wstępie model F125 Akropolis.
Pomimo tej dla niego dość niekomfortowej sytuacji, zegarek ze wszystkich testów i porównań wyszedł obronną ręką. Spora zasługa w tym genialnej wprost koperty, która sprawa, że nie dość, że nosi się go nad wyraz wygodnie, to przede wszystkim na ręku prezentuje się on niesamowicie atrakcyjnie. Efekt ten potęgowany jest także poprzez równie ciekawą tarczę, której proporcje i kolorystyka skutecznie maskują sporą, bo aż 45mm średnicę zegarka. Panowe – chapeau bas! Moja 42mm Certina DS Podium C01 przy Syrenie Sport na ręku wygląda po prostu jak cegła! Zresztą, o całym projekcie nie można powiedzieć złego słowa, bo nakładane indeksy godzinowe, klimatyczne totalizatory oraz przede wszystkim intrygujące wskazówki tworzą niesamowity klimat i stanowią o sile tego projektu. Może jednak da się do czegoś przyczepić?
Po dłuższym użytkowaniu zastanawiam się, czy nie pasowałoby tu minimalnie wypukłe szkło. Co ciekawe problem rażącego mnie na początku datownika wraz z upływem czasu całkowicie przestał zaprzątać mi głowę, w przeciwieństwie do zastosowanej zakręcanej koronki. Nie chodzi o to, że pracuje ona źle, bo jest to wprost wzorcowy przykład jak powinno to działać, jednak przy klasie wodoszczelności wynoszącej Wr100 jest ona moim zdaniem pewnym nadużyciem. Posiadany przeze mnie Tissot czy też Certina są najlepszym dowodem na to, że da się pominąć to niezbyt lubiane rozwiązanie. Tak naprawdę jednak jedyną sensowną wadą jest już wspomniana na wstępie cena, która może faktycznie budzić pewne obawy. Oczywiście, spoglądając przez pryzmat zastosowanego mechanizmu NE88 ma ona swoje uzasadnienie, a Xicorr na tle innych produktów wyposażonych w serce od TMI wyróżnia się nawet na plus. Aktualnie na rynku polskim ceny zegarków wyposażonych w bezpośrednią konkurencję dla japońskiej konstrukcji, jaką jest legendarny już Valjoux 7750, czy też Sellita SW500, mocno cenę Xicorra przerastają, a za podobną kwotę możemy rozglądnąć się jedynie za modelami wyposażonymi w mechanizm C01.211. Mimo wszystko rodzi się pytanie, czy polski konsument jest w stanie zapłacić za młody, polski produkt równowartość taniego szwajcara? To już zweryfikuje rynek, a ja mocno tu marce Xicorr kibicuję!
Na koniec wypada mi również porównać z Syreną Sport posiadanego przeze mnie F125 Akropolis. Pomimo, że są to zegarki o podobnej funkcjonalności, to dzieli je niemal wszystko. Syrena Sport, w stosunku do Fiata, sprawia wrażenie projektu dużo bardziej dojrzałego, przemyślanego i dopracowanego w niemal najmniejszych szczegółach. Także jakościowo stoi ona od niego przynajmniej o klasę wyżej. Niestety, owa dojrzałość spowodowała również, że pomimo sportowego charakteru stała się ona zegarkiem dużo bardziej ugrzecznionym, przez co stanowczo bliżej jej do wspomnianej już Certiny DS Podium niż surowego, nieokrzesanego F125. Pomimo, że sam osobiście czekałem na tą premierę ze sporą niecierpliwością, po miesiącu testów mogę stwierdzić, że w mojej kolekcji tego konkretnego modelu pewnie zabraknie i to nie z powodu, że jest to projekt zły, ale po prostu zbyt mocno zbliżony do wspomnianej już przeze mnie Certiny. Choć w bezpośredniej konfrontacji postawiłbym także na zegarek od Xicorr’a. Zestawiając je bezpośrednio chyba nikt nie będzie miał złudzeń, że Syrena jest produktem na wyższym poziomie. Szkoda tylko tych żółtych akcentów. A może w innej wersji kolorystycznej? Kto wie…
Jaka cena?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń