sobota, 5 kwietnia 2014

Ingersoll IN8014BL Galesburg

Ingersoll IN8014BL Galesburg (data zakupu 03.2014)

W końcu zawitała do nas wiosna - aczkolwiek - na tegoroczną zimę także specjalnie narzekać nie można było. Wraz ze wzrostem temperatur naturalnie zmieniła się także nasza codzienna garderoba. W moim przypadku zimowe swetry ustąpiły miejsca casualowym koszulom. Niestety, analizując ostatnio dokonywane przeze mnie zegarkowe zakupy zdałem sobie sprawę, że są one mało przyjazne dla ich wąskich mankietów. Oczywiście w moim pudełku można znaleźć kilka zegarków, którym ten rodzaj garderoby specjalnie nie przeszkadza, jednak wbrew pozorom - są one w mniejszości. I tak powstał kolejny pomysł „lekkiego” przetasowania w moim zbiorku.


Co ciekawe, zaczynając swoją przygodę z zegarkami wydawało mi się, że garniturowce będą stanowiły trzon mojej kolekcji  Z czasem jednak ustąpiły one miejsca bardziej sportowym modelom chronografów i nurków. Po ostatniej sprzedaży dwóch przedstawicieli tzw. grupy „koszulowej” - bo ta nazwa w mojej opinii tu pasuje -  zacząłem poszukiwania kolejnego pretendenta  mogącego wypełnić powstałą w ten sposób lukę. Dodatkowo, przeciągająca się realizacja dwóch forumowych projektów dość mocno podsycała chęć zaspokojenia żądzy zakupu. Brak funduszy spowodował jednak, ze próżno było szukać nowego celu wśród produktów szwajcarskich, niemieckich czy japońskich. 

Tak też dochodzimy do dość kontrowersyjnej marki Ingersoll, która ze swoją amerykańską historią ma już niewiele wspólnego. Warto jednak wspomnieć, że na kartach historii zegarmistrzowska jest ona zapisana dość mocno , a to choćby dzięki słynnym zegarkowi „yankee” zwanego także „dollar watch”. Niestety, późniejsze kryzysy doprowadziły do podzielenia się firmy, która wielokrotnie zmieniała właściciela aby w roku 1989 zostać wykupioną przez Zeon ltd. będącą jednym z największych importerów zegarków w Brytanii. Bazując na historycznej nazwie od roku 1989 zegarki wykorzystujące brand Ingersoll’a produkowane są w Chinach, dzięki czemu oczywiście ich ceny są mocno konkurencyjne a mnogość dostępnych modeli przysparza o zawrót głowy.

Spędzając spokojnie jeden z sobotnich wieczorów przy „małej szkockiej” w ramach odprężenia zacząłem przeczesywanie zatoki. Ponieważ, w swojej kolekcji Ingersoll posiada modele wyposażone w mechanizmy z komplikacją chronografu, to co jakiś czas sprawdzam, czy nie pojawiają się one w licytacjach - bo warto także dodać, że w ten sposób najłatwiej zakupić zegarki te w okazyjnych cenach. Przeglądając listę aukcji Ingersoll’a przypadkowo natrafiłem na licytację kilku innych modeli wydanych z okazji 120 lecia marki, które to miały swoją premierę na targach BaselWorld w roku 2012. Ponieważ, jednym z zegarków z którymi ostatnio się rozstałem, była kostka Seiko, która pełniła funkcję „koszulowca” od razu moją uwagę przykuł recenzowany model IN8014BL o nazwie własnej Galesburg. Niespecjalnie długo się zastanawiając ustawiłem snajpera i spokojnie poszedłem spać z uczuciem spełnienia. Aukcja kończyła się dopiero we wtorek a natłok codziennych obowiązków spowodował, że o ustawionym snajperze po prostu zapomniałem (zazwyczaj przypomina mi o tym fakcie mail z informacją, że moja oferta jest niewystarczająca). Tym razem nic takiego miejsca nie miało i po powrocie z pracy otrzymałem informację o wygranej aukcji. Nie pozostało mi nic innego niż obciążyć rachunek karty kredytowej i czekać na efekt „spontanicznego” zakupu.

Paczka z Niemiec dotarł do mnie błyskawicznie, bo już po dwóch dniach zaskoczył mnie telefon kuriera z informacją o posiadanej dla mnie przesyłce. Szybkie przechwycenie kartonika spowodowało pierwsze zaskoczenie wynikające z wielkości pakunku. Kartonik był na tyle mały, że zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie przeoczyłem informacji o braku oryginalnego pudełka. Po zajrzeniu do środka dostrzegłem jednak czarne pudełeczko z okienkiem i napisem ingersoll, które uśpiło moją czujność. Tak też pierwsza przymiarka została przełożona na wieczór. I to był „szok”!

Pierwsze wrażenie - coś on duży jak na te swoje 42mm. Szybki chwyt suwmiarki - pomiar - i wszystko stało się jasne. Skąd w mojej głowie zakodował się rozmiar 42mm mając w pamięci „małą szkocką„ wolałem nie drążyć. 44mm bez koronki w kostce i tylko 12mm wysokości (pomiar do wysokości lunety)- toż to musi być wielkie! . Jeżeli dodamy do tego sporą powierzchnię samej tarczy i brak jakiegokolwiek bezelu czy ringu wewnętrznego, co przy zegarku koszulowym dziwić nie powinno to mamy naprawdę sporego zawodnika. Po ochłonięciu i oswojeniu się z rozmiarem przeszedłem do dalszych oględzin spontanicznego zakupu.

Spora dwuczęściowa koperta wykonana jest bardzo dobrze. Górna szczotkowana powierzchnia ładnie współgra z okrągłą polerowaną lunetą i stanowi ciekawe tło dla dużej i wyrazistej tarczy ingersoll‘a. Boki oraz uszy także zostały wypolerowane na „lustro” a ich sporą powierzchnię ozdobiono ładnym grawer marki oraz wygodną i dość płaską sygnowana koronką. Do jej praca nie można mieć żadnych zastrzeżeń, a dla ułatwienia jej operowaniem zostało zrobione minimalne podcięcie. Od spodu kopertę wieńczy zakręcany dekiel, który zgodnie z panującą modą posiada szklane okienko umożliwiające podziwianie mechanizmu. Całość konstrukcji zapewnia jedynie 3 atmosfery szczelności, co dla zegarka „koszulowego” jest jak najbardziej akceptowalne.

Za napęd recenzowanego Ingersolla odpowiada mechanizm o kodowej nazwie producenta Caliber 217, który oczywiście nie jest żadnym „inhousem”, a produktem jednego z chińskich kooperantów marki. Dokładnego producenta niestety nie udało mi się namierzyć, co nie zmienia faktu, że oparta o 22 kamienie konstrukcja działa bardzo dobrze. Już przy nastawianiu zegarka sekunda ochoczo budzi się do życia i przy pełnym naciągu sprężyny może pracować przez prawie 46 godzin z częstotliwością 3Hz. Dodatkowo, poza małą sekundą mechanizm posiada także wskazanie rezerwy chodu oraz datownik. Nie zapomniano także o możliwości ręcznego dokręcania sprężyny oraz stop sekundzie.

Przejdźmy w końcu jednak do tego co robi największe wrażenie w tym modelu - a jest to oczywiście tarcza. Przez lekko wypukłe mineralne szkło bez warstwy AR możemy oglądać niesamowitą grę światła wywołaną przez szlif słoneczkowy znajdujący się na niebieskiej tarczy Galesburg’a. Wszystkie nadruki, w tym indeksów 3,6,9,12 oraz logo na tarczy wykonane są precyzyjnie. Dobrze współgrają one z naklejonymi polerowanymi indeksami pozostałych godzin. Powyżej indeksów godzinowych znalazła się także skala minutowa oraz naniesione za pomocą masy luminescencyjnej godzinowe punkty. Poza „literaturą” na tarczy umieszczono także giloszowaną małą sekundę oraz dość dyskretny wskaźnik rezerwy chodu. W rzadko spotykanym miejscu zostało znalazło się białe okienko daty czyli na godzinie 9. Pomimo swojej prostoty tarcza to na pewno mocny atut Galesburg’a. Całość uzupełniają pasujące do projektu proste polerowane wskazówki, a w przypadku minutowej i godzinowej nie zapomniano o „świecącej wstawce”.

Słów kilka należy także poświęcić paskowi. Dość twarda skóra w rozmiarze 22mm ma odbitą fakturę krokodyla. Jej granatowy odcień bardzo ładnie współgra z tarczą zegarka i trzeba przyznać, że jak na oryginalny pasek niedrogiego zegarka gwarantuje ona niezły komfort noszenia. W sumie jakościowo można go porównać do oryginalnego paska zamontowanego przy mojej Cortinie ds.-1. Zwieńczenie stanowi bardzo ładnie wykonane podwójne motylkowe zapięcie, które niestety pracuje dość topornie.

Cóż mogę powiedzieć po chwili obcowania z zegarkiem z logo Ingersoll’a na tarczy? Na pewno to, że nie jest to zegarek dla każdego. Kształt koperty, spora wielkość oraz piękny choć mocno zdefiniowany kolor powodują, że jest to produkt mało uniwersalny. Dodatkowo sam projekt jest dość wtórny, bo nie trudno znaleźć tu mocną inspirację modelem sixties square marki Glushette - choć tu lekko ironizując można bronić producenta, że stosowna informacja znalazła się na tarczy (mowa o napisie German Design ;) ).. Brak warstwy AR czy szafirowego szkła także nie nabijają plusów. Czy jednak jest to produkt tak zły? Oczywiście, że nie!

Galesburg’a należy także oceniać przez pryzmat jego ceny - a tu, ciężko już się do czegoś przyczepić. W aktualnych promocjach Ingersoll’a IN8014BL można zakupić za około 150 euro (w licytacjach jeszcze taniej - bo ceny oscylują nawet w granicach 100 euro). Jest to cena bardzo atrakcyjna patrząc co za nią otrzymujemy. Świetnie wykonana koperta, ładna tarcza, automatyczny mechanizm z rezerwą chodu - są to na pewno duże atuty tego produktu. Jeżeli dodamy do tego jezcze gwarancję producenta oraz europejskiego dystrybutora - to mamy ciekawego mocnego gracza na rynku niedrogich zegarków, który śmiało ze swoją odważną stylistyką może stanowić konkurencję dla zegarków modowych czy nawet tanich Japońców.. Bo jeżeli inne produkty z tym logo prezentują podobną jakość wykonania - to nie pozostaje mi nic innego niż je polecić!

Czy Galesburg zasili moją kolekcje i zostanie ze mną na dłużej? Tego jeszcze nie wiem - póki co „zaprzyjaźniamy się”. Niebieska tarcza robi niesamowite wrażenie, a zegarek także pewnie dzięki swoim niecodziennym rozmiarom mocno przykuwa wzrok osób postronnych i póki co wywołuje pozytywne wrażenia. W mojej kolekcji stanowi on ciekawą alternatywę dla Steinharta Marine czy Davis’a Chrono gdzie podobne gabaryty powodują, że zegarki te są dość nietypowymi „koszulowcami”. Jeżeli nawet się rozstaniemy, to wiem, że nie będzie to mój ostatni kontakt z marką Ingersoll, bo IN8014BL przekonał mnie na tyle, że z przyjemnością przyjrze się innym produktom tego producenta.

1 komentarz:

  1. Ciekawy opis i naprawdę ładny zegarek. Sam posiadam jeden model Ingersolla i to zdaniem doskonale oddaje również moje podejście do produktów tej firmy: "Galesburg’a należy także oceniać przez pryzmat jego ceny - a tu, ciężko już się do czegoś przyczepić"

    Pozdrawiam

    M.

    OdpowiedzUsuń