sobota, 11 stycznia 2014

Orient EL03004B M-force Air Diver

Orient EL03004B M-force Air Diver (data zakupu 01.2014)

Ostatnie 3 miesiące, które minęły od mojej poprzedniej recenzji, upłynęły mi głównie na pracy zawodowej. Końcówka roku dla mojej branży jest dość specyficzna - stąd  niespecjalnie miałem czas na poszukiwanie nowych celów zegarkowych. Pobieżne przeglądanie tematów na forach oraz zatoki spowodowało, że moje zegarkowe hobby zostało dość zaniedbane, co w efekcie dało lekki oddech dla mojego portfela. Wszystko zmieniło się w grudniu 2013 kiedy to na obu polskich forach zegarkowych niemal równocześnie powstało kilka ciekawych koncepcji i projektów, które wprost zachęcały aby się do nich przyłączyć. Świąteczny okres pozwolił jednak opanować emocje i spokojnie sobie poukładać plany zakupowe na nadchodzący rok.

Wraz z rozwojem mojej kolekcji z czasem wyszedł jej naturalny podział, na modele sportowe - czyli nurki, mechaniczne chronografy oraz zegary codzienne. Posiadane pudełeczka niemal samoczynnie określiły ilość każdej z grup. 12 przegródek zegarów codziennych zostało już całkowicie zapełnione i ten kierunek rozwoju wymagać będzie ode mnie dokupienia kolejnego domku - ale to póki co odległe plany. Kolejne pudełko z 10 miejscami zamieszkują chronografy - tu 2 wolne miejsca także mają już swoich planowych mieszkańców. Ostatnie 6 miejscowe pudełeczko z jednym wolnym miejscem zamieszkują zegarki, które z czasem zyskały sporo mojej sympatii - mowa o diverach. I to właśnie te wolne miejsce postanowiłem w pierwszej kolejności zapełnić.

W początkowej fazie swojego zbieractwa nie rozumiałem fenomenu tego typu  zegarków. W większości spore gabaryty, roboczy charakter podkreślany zazwyczaj przez bransolety, rzadziej przez gumowy pasek powodował, że ciężko było mi sobie wyobrazić taki zegar w roli jedynego codziennego kompana. Za to w okresie wakacyjnym, przy krótkim rękawie zegarki te są w swoim żywiole - i to właśnie z tym radosnym, wolnym czasem głównie się mi one kojarzą. Pierwszym zegarkiem tego typu w mojej kolekcji był „brzydal” (dla niewtajemniczonych - orient excursionist), który z czasem stał się jednym z ulubionych weekendowych towarzyszy. Spory sentyment do japońskiej marki z lewkami w logo spowodował, że szukanie kandydata na ostatnie wolne miejsce w pudełeczku diverów rozpocząłem od przeglądania modeli Orienta. Nie bez znaczenia był także fakt, że przez długi czas w kręgu zainteresowań był słynny model revolver z rodziny orient starów - jednak jego utrudniona dostępność oraz brak szafirowego szkła skutecznie studziły mój zapal. I tak dochodzimy do rodziny M-force.


Jest to linia zegarków sportowych, którą Orient produkuje nieprzerwanie od roku 1997. Charakterystyczne jej cechy to masywne wzornictwo, czytelna tarcza oraz wodoodporność wynosząca 20 atmosfer. Niby nic szczególnego, jednak w przeciwieństwie do wszystkich innych posiadanych przeze mnie zegarków z WR200 to produkty Orienta jako jedyne spełniają normy określone w certyfikacji ISO 6425. Co to oznacza w praktyce? Wbrew pozorom całkiem sporo - bo są to określone parametry i testy, które dany produkt powinien spełnić aby tym faktem się szczycić. Warto zauważyć, że niewiele konkurencyjnych firm w swoich folderach w ogóle wspomina o normie ISO 6425 (a micro brandy prawie wcale). Dla szarego użytkownika nie ma to i tak większego znaczenia, gdyż nasze zegarki uprawiają głównie najbardziej ekstremalną formę sportów wodnych jaką jest desk diving, a ich faktyczną wodoodporność testuje jedynie garstka. Osobiście wolę jednak mieć świadomość, że mój zegarek nie jest nurkiem tylko z nazwy a fakt spełniania norm ISO właśnie to powinien mi gwarantować.

Zakupu Air-Diver dokonałem jak to często bywa dość spontanicznie - był to efekt uboczny czytania tematu innego użytkownika o niedrogim diverze (czy wspominałem już kiedyś, że fora zegarkowe to zło?). Jeden z forumowych kolegów, podrzucił link do świąteczno-noworocznej promocji na ten właśnie model i cały mój misterny plan związany z oddechem od zakupów legł w gruzach. Na swoje usprawiedliwcie muszę dodać, żę promocja to była nie byle jaka, gdyż standardowo model ten kosztuje 560$, przeczesując jednak zatokę częściej natrafimy na ceny z przedziału 380-460$. Na wyprzedaży jego cena wynosiła niespełna 50% sugerowanej ceny producenta - choć jak zawsze w przypadku zakupu Orienta jest tu pewien mały haczyk - brak firmowego pudełka (przynajmniej w teorii), które to i tym razem wymagało niewielkiej dopłaty. I jak tu było oprzeć się takiej pokusie?


Zagraniczny zakup w okresie świątecznym ma jedną zasadniczą wadą a jest nią okres oczekiwania. Po prawie 10 dniach od dokonania płatności do mojej skrzynki w końcu zawitało wyczekiwane awizo. Po odebraniu przesyłki nastało pierwsze zaskoczenie, bo pomimo informacji o braku oryginalnego pudełka moim oczom ukazał się biały kartonik skrywający srebrno czarne pudełeczko z logo orienta. W środku nie mogło oczywiście zabraknąć niezbędnej literatury, przywieszki oraz samego bohatera - czyli air divera we własnej osobie. Po pierwszej przymiarce muszę przyznać, że Japończycy do perfekcji opanowali trudną sztukę produkcji sporych zegarków, które pomimo swych gabarytów nie przytłaczają rozmiarem - bo zarówno recenzowany wcześniej excursionist z 45 milimetrami średnicy jak i Air diver ze swoimi 46 milimetrami leżą na ręku świetnie. Tajemnicą ich sukcesu tkwi w perfekcyjnie zaprojektowanych kopertach, które dzięki sensownym rozmiarom od ucha do ucha (w przypadku recenzowanego zegarka wynoszących jedynie 52mm) oraz dobremu wyprofilowaniu pozwalają się cieszyć sporymi zegarkami na mniejszych nadgarstkach.

Przejdźmy zatem do bliższych oględzin koperty aby sprawdzić jak orientowi udało się ukryć 46mm air divera. To co przykuło moją uwagę to jej profil. Mocno spłaszczona i dobrze wyprofilowana konstrukcja, ładnie zaprojektowane przejście pomiędzy wypolerowanym rantem a szczotkowanymi powierzchniami, uszy stanowiące naturalne przedłużenie koperty - to wszystko razem tworzy bardzo ciekawy spójny projekt. Przeniesienie co by nie było sporej i wygodnej sygnowanej i zakręcanej koronki z godziny 3 na 4 także ma także swój pozytywny udział w wizualnym odbiorze zegarka. Dopełnienie wszystkiego stanowi bardzo ciekawy jednokierunkowy czarny bezel, który optycznie pomniejsza projekt. Będąc już przy nim warto przyjrzeć mu się ciut dokładniej. W przeciwieństwie do swojego starszego brata pokuszono się tutaj o zastosowanie powłoki PVD, przez co ciężko na pierwszy rzut oka dostrzec smaczki jego dość złożonej przestrzennej konstrukcji. Jego praca za to jest lekka i przyjemna dzięki czemu z łatwością możemy wyczuć kolejne ze 120 położeń. Ciekawostkę stanowi fakt, że zastosowane szafirowe szkło nie wystaje ponad bezel.
Przez nie możemy podziwiać piękną tarczę m-forca, która jest o ton jaśniejsza niż czarny bezel. W odpowiednim świetle można doszukać się tu nawet kolorów szarości czy lekkiego brązu. Wewnętrzny ring z białą skalą minutową stanowi kolejny element pomniejszający wizualnie projekt. Bardzo pozytywne emocje wzbudzają zastosowane nakładane polerowane indeksy, które podobnie jak charakterystyczna kropka na godzinie 12 zostały wypełnione lekko zieloną masą luminescencyjnej. Masy nie zabrakło także na dobrze dobranych wskazówkach, zmienionych względem modelu z 2011 roku. W efekcie zastosowanej masy luminescencyjnej orient dość łatwo się naświetla odwdzięczając się niebiesko zieloną barwą świecenia o dość sensownym czasie działania. Osobiście mocno cieszy mnie, zastosowanie powtarzalnego czerwonego akcentu, który znalazł się na koronce, grocie sekundnika oraz napisie na tarczy przełamującego monotonię biało czarnej kolorystyki. W rodzinie m-force nie mogło oczywiście zabraknąć na tarczy wskaźnika rezerwy chodu umiejscowionego na godzinie drugiej oraz białego okienka daty na godzinie 4. Uzupełnienie stanowi logo orienta na godzinie 6 oraz napis informujący nasz o klasie wodoszczelności Air Divera.


Przy zakręcanym pełnym deklu widzimy, że Japończycy wiedzą, gdzie można spróbować zaoszczędzić przy tak dopracowanym produkcie, bo jego ascetyczna konstrukcja trochę nie pasuje do całości. Z drugiej strony ma on zapewnić odpowiednią klasę wodoszczelności a umiejscawiane nieraz artystyczne dzieła i tak podziwiać możemy jedynie ściągając zegarek - więc czy to ma sens?. Skrywa on serce M-forca, którym jest nowy mechanizm o finezyjnej nazwie kodowej 40N5A. Oparta o 22 kamienie łożyskujące konstrukcja stosowana jest także w najdroższym modelu podstawowej linii Orienta czyli zegarku 300M Saturation. Pracuje ona z częstotliwością 3Hz (czyli 21600 wahnięć na godzinę), posiada wskaźnik rezerwy chodu i w przeciwieństwie do moich poprzednich zegarków z logo orienta ma także możliwość ręcznego dokręcania sprężyny oraz stop sekundę. Jak przystało na japoński produkt mechanizm pracuje z bardzo dużą kulturą bo praca rotora jest praktycznie niesłyszalna a już przy ustawianiu godziny sekunda budzi się do życia.


To co odróżnia model 2013 od poprzedniej wersji M-forca to zastosowanie gumowego paska zamiast bransolety. 23mm sygnowa guma jest bardzo długa, co nie dziwi przy nurkowym przeznaczeniu zegarka. Niestety, podobnie jak pasek zastosowany przy Tissocie - dość łatwo się brudzi. Nie zmienia to faktu, że noszenie m-forca na niej jest bardzo wygodne i praktyczne, a i cena nowej linii jest dzięki temu bardziej atrakcyjna.


Air Diver narobił niezłego zamieszania w moim nurkowym pudełeczku. Cenowo jest to niemal najtańszy z moich diverków (pomijając oczywiście fenomenalnego w tej kategorii Parnisa) - za to jeżeli chodzi o jakość - to jak to przystało na brand Seiko - tu nie ma żadnych kompromisów. Pomimo szczerych chęci nie udało mi się znaleźć żadnego niedociągnięcia w japońskim produkcie, a przeczytane w jednej z dostępnych w sieci recenzji sformułowanie, że Air Divera można śmiało porównywać z zegarkami 3-4 raz droższymi uważam za w pełni uzasadnione. Oczywiście, zawsze można chcieć więcej - bo dlaczego nie zastosowano w nim przykładowo ceramicznej wkładki bezela bardziej finezyjnego dekla albo w zestawie nie dodano i bransolety i gumowego paska? Tylko, czy taki koncert życzeń ma sens? Za niespełna 1000 pln  (przy aktualnych promocjach) otrzymujemy niepowtarzalny, świetnie wykonany produkt, który idealnie nadaje się na wakacyjnego kompana. Uniwersalna czarna kolorystyka, wygodny gumowy pasek, świetnie wyprofilowana koperta przykryta szafirowym szkłem, a dodatkowo jeszcze inhousowy mechanizm ze wskaźnikiem rezerwy chodu - to niepodważalne jego atuty. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze cena, która powoduje, że powstałe ewentualnie ryski nie spędzają nam snu z powiek a jak jest to ważne w przypadku typowego „tool watch’a” nie muszę chyba nikogo przekonywać.


Nawet biorąc sugerowaną cenę producenta wynoszącą w przybliżeniu z opłatami blisko 2k PLN - to i tak ciężko będzie znaleźć przedstawicielowi rodziny M-Force sensowną konkurencje. Większość szwajcarskich produktów nie dość, że jest droższa to nie oferuje w zamian nic - ba, wbrew pozorom oferują nawet mniej, bo alpejskie produkty w tym przedziale cenowym nie są wyposażone we własne mechanizmy, nie wspominając już o kompilacji rezerwy chodu. Jedyną alternatywą, który przychodzi mi do głowy są inne produkt z kraju kwitnącej wiśni - czyli produkty Seiko, chociaż bezpośredni konkurenci będą niestety drożsi (np. sumo). Podsumowując swoją przygodę z Air diverem muszę stwierdzić, że po raz kolejny na produkcie Orienta się nie zawiodłem. Japończycy dobrze wiedzą jak robić świetne zegarki w rozsądnej cenie, gdzie nie dopłacamy za napis swiss made, a płacimy za to co ważne - czyli świetną i przede wszystkim przewidywalną jakość wykonania. Dla mnie jest to najlepszy  zakup ostatniego roku i niech najlepszą rekomendacją będzie to, że na liście pojawił się jeszcze jeden produkt Orienta.






2 komentarze:

  1. Witam,
    Opis zegarka super. Tylko gdzie taką cenę znaleźć bo w kilku sklepach jest po 2,2tys ? :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Należy szukać na zatoce albo u w zagranicznych sklepach z Azji - bo tam zegarki Orienta można dostać najtaniej :)

    OdpowiedzUsuń